środa, 1 października 2014

DAM DAMM DAAAMMM !

` Taaak rozdziału nie ma już łohohohoho i jeszcze więcej... :D
No wiem, przepraszam Was za to, naprawdę.
No ale z drugiej strony sama nie wiem czy jest sens pisania dalej , no bo i tak nie komentujecie ani nic...
Dobra ostatnia próba, dodam rozdział 22 jakoś w tym tygodniu lub w następnym i wtedy zdecyduje czy kończę z tym czy jednak nie..
Tak poza tym ta dłuuga przerwa pokazała mi jak bardzo brakuje mi pisania, tego wszystkiego.
Zrozumiałam, że tak na dłużej nie umiem żyć bez pisania.
Po prostu było mi przykro , że nawet nie stać Was na 10 komentarzy , więc postanowiłam nie pisać na razie, czekałam cierpliwie i w końcu coś we mnie pękło i kazało wrócić, i zostawić wyjaśnienia.

 
` Jogobell

piątek, 4 lipca 2014

Rozdział 21 ~ Jedna kawa, a tyle zamieszania.

EDIT: Rozdział jest już napisany, brakuje tylko 10 komentarzy, liczę na Was,
                                                                           
 
Angie

Kierowałam się w stronę kuchni, jednocześnie nucąc sobie pod nosem jedną z piosenek z zeszłego roku.Jak na tak wczesną godzinę i mus wstania z łózka , miałam dość dobry humor, co widać było po moim dzisiejszym stroju.Mianowicie założyłam sukienkę w kwiecisty wzór, którą zawsze nakładam gdy jestem szczęśliwa.Nie wiem dlaczego, to jest już po prostu mój nawyk.Jedna część mnie podpowiada powód radości.Jest nią pocałunek z Germanem. To jasne, że długo na to czekałam, ale to w końcu mój szwagier.Gdybym się z nim związała nie żyłabym w zgodzie z moim sumieniem , które męczyło by mnie każdego dnia ciągłymi wyrzutami. Dlatego właśnie nie mogę tego zrobić, dla jego dobra i dla swojego również.Nie wiem w ogóle co mną kierowało w tamtej chwili. Od razu powinnam się odsunąć albo nawet do tego nie dopuścić.Cóż stało się, czasu nie cofnę.Niestety.Na razie będzie lepiej, gdy będę go unikać.On ochłonie, ja ochłonę.Do końca nie wiem , co mógł sobie pomyśleć, ale mam mieszane uczucia co do tego.
Wchodząc na "teren Olgi" poczułam piękny zapach gotowanej przez niej potrawy.
- Dzień Dobry. - posłałam jej serdeczny uśmiech, szukając wzrokiem filiżanki kawy, zrobionej specjalnie dla mnie.
- Na stole. - rzuciła , szukając czegoś w szafce.Była tak pochłonięta tym co robi, że nawet nie odwróciła wzroku w moją stronę choćby na małą chwilkę.Tak jak robi to zazwyczaj.Cóż dzisiaj najwidoczniej miała więcej na głowie.
- Może potrzebujesz pomocy ? - podeszłam do niej bliżej, kładąc torbę na beżowym krześle, stojącym przy ścianie.
Gosposia kiwnęła przecząco głową, po czym zamknęła szafeczkę , wyjmując z niej przyprawy.Nie będę nachalna.Udałam się do jadalni w celu wzięcia mojej kawy i wypicia jej w kuchni.Podniosłam białą , dość małą filiżaneczkę, która parzyła mnie coraz bardziej w palce, wywołując nieprzyjemne pieczenie.
- Ajj , jakie gorące. - powiedziałam pod nosem, jednocześnie sycząc z bólu.
Wszystko poszłoby dobrze, już byłam blisko blatu , ale moja kawa już nie, znaczy połowa niej.Połowa gorącego napoju wylądowała na dokładnie wyprasowanej, błękitnej koszuli Germana.
- Boże German przepraszam, nie zauważyłam...- nerwowo odstawiłam filiżankę na blat i sięgnęłam po ścierkę. - Tak mi przykro, naprawdę przepraszam. - mówiłam , ścierając plamę, która nie oszukujmy się wyglądała strasznie.
- Angie... - zaczął spokojnie.
- Tak , tak zwalniasz mnie, już się wynoszę.Tylko dotrę plamę - kiwałam głową , jednocześnie nie wiedząc co mówię
- Angie. - złapał mnie za ręce , patrząc mi prosto w oczy. Przeszedł mnie dreszcz, ten sam przyjemny dreszcz, który przechodzi mnie zawsze gdy go widzę.- Powtarzaj za mną : nic się nie stało. - mówił tak powoli, jakby tłumaczył coś małemu dziecku, którym ja już nie byłam.
Spuściłam głowę, w celu pokazania mu , że nie mam zbytniej ochoty z nim rozmawiać.Zignorował to.
- Posłuchaj, jesteś dla mnie bardzo ważna i byle jakaś plama tego nie zmieni. - chwycił mój podbródek i uniósł delikatnie do góry, tak żebyśmy patrzyli sobie w oczy. Uśmiechnęłam się niepewnie i powoli uwolniłam się z jego objęć.
- Coś nie tak ? - spytał, uważnie mi się przyglądając.
- Nie, oczywiście, ze nie. - wysiliłam się na sztuczny śmiech. - Po prostu chciałam napić się kawy. - podniosłam kubek z jeszcze ciepłym napojem i zaczęłam się nim delektować.
- Widziałaś Violettę ?Powinna już schodzić. - zapytał ni z gruchy ni z pietruchy, wprowadzając mnie w zakłopotanie i to takie, że wyplułam na niego kawę.
- Przepraszam, naprawdę. - poczułam się jeszcze bardziej skrępowana.
Violetta jest na egzaminie, muszę ją jakoś kryć.Miała się wyrobić na śniadanie. Ah, tak to z tymi kłamstwami wychodzi.Muszę do niej zadzwonić, bo nie dam rady osłaniać ją zbyt długo.
- Jeszcze raz przepraszam. - chwyciłam torbę i czym prędzej wyszłam z pomieszczenia

-.-

Violetta

Na szczęście już po wszystkim.Nie było tak strasznie, jak sobie to wyobrażałam.Moje nogi , które jeszcze przed chwilą były jak z waty, są teraz obolałe po wysiłku, do którego przyczyniła się bardzo trudna i wyczerpująca choreografia Gregoria.Nie powiem, że mężczyzna wywarł na mnie dobre wrażenie, wręcz przeciwnie.Wydaje się być wrednym i zgorzkniałym samotnikiem, bo nie sądzę, żeby miał żonę z takim charakterem.Wnioskując po jego minie, to poszło mi chyba dość dobrze.Tak jeżeli mnie przyjmą to jedynym minusem uczęszczania do Studia będzie właśnie szanowny pan profesor, który nie lubi nikogo poza swoją osobą.No nic trzeba robić dobre wrażenie, dlatego stałam grzecznie, siląc się na uśmiech.
- Dobrze , dziękujemy ci bardzo panno Valentino. - zwrócił się do mnie, pieszcząc w dłoniach małą, gumową piłeczkę. - poszło ci świetnie.
- Violetto. - poprawiłam jednocześnie starając się mówić delikatnym głosem, tak żeby go nie zdenerwować, bo nie sądzę, że należał do tych osób , które nie miały nic przeciwko kiedy ktoś zwracał im uwagę. - Jestem Violetta.
Spochmurniał, jego uśmiech znikł w jednej chwili.Po co się odzywałam ?! Narobiłam sobie tylko problemów przez moją niewyparzoną buźkę.Nerwowo chwycił kartkę i zerknął na mnie jeszcze raz.
- Ahh Violetta, Valentina, Veronica. Co za różnica ?!- rzucił podwyższonym tonem, żywo gestykulując przy tym rękami.
- Też racja, nie ma żadnej różnicy. - wzruszyłam ramionami, przyznając mu rację, niech ma jak tam chce.
Nie patrząc więcej na nauczyciela, zgarnęłam swoją sportową torbę, którą zostawiłam na parapecie i wyszłam.Nie zdążyłam zamknąć drzwi od sali i zadzwonił telefon.Cholera , tata odkrył , ze uciekłam.
Wyjęłam pośpiesznie telefon z małej kieszonki torby.Odruchowo zerknęłam na wyświetlacz, Angie.
Kamień z serca, chociaż nie do końca.

V:
Halo, Angie. ?! Co się stało ?
A: Violu nie dam rady cię za długo kryć, więc musisz szybciutko wracać do domu.


Można było wyczuć zdenerwowanie w jej głosie, który zawsze był spokojny i miły dla ucha.Zawsze z przyjemnością słuchało się co ma do powiedzenia.Nieważne czy był to monotonny wykład o protonach i neutronach, czy jakaś straszna wiadomość, zawsze słuchanie jej było przyjemnością.
Niestety nie tym razem.Po słowach Angie moje zdenerwowanie wróciło, jak piłeczka odbijana o ścianę.

V: Przetrzymaj go jeszcze trochę.Już biegnę.
A: Dobrze, tylko proszę cię skarbie, pośpiesz się
.

Postanowiłam, że nie będę się już przebierać, bo teraz każda sekunda jest na wagę złota.To ciągłe kłamanie i kombinowanie staje się już nudne.Korytarz był w dalszym ciągu przepełniony po brzegi, więc przeciśnięcie się do wyjścia graniczyło z cudem.
- Przepraszam, przepraszam,przepraszam. - szłam powtarzając te słowa jak mantrę, delikatnie odpychając ludzi , którzy utrudniali mi przejście.
Przez nieuwagę wpadłam na jakąś dziewczynę o blond włosach. Od tyłu wydawała się znajoma, tylko to spotkanie było na moją niekorzyść, bo parę dni temu miałyśmy podobne.Chociaż tamto skończyło się dla niej gorzej.Zachichotałam na samo wspomnienie jej pisku i miny , gdy zawartość butelki znalazła się na jej "pięknej bluzeczce" , paniusia.


Ludmiła

Stałam wraz z Diego w zatłoczonym korytarzu w Studio.Dawno nie było tu tyli ludzi.Mam nadzieję, że spotkam tą żmiję Violettę, bo wtedy będę mogła rozpocząć mój szatański plan zniszczenia jej życia.
- Słuchaj myślę, że powinna gdzieś tu być... - nie zdążyłam dokończyć, bo "ktoś' uderzył mnie w plecy na skutek czego wylądowałam w silnych ramionach Diega.
Odwróciłam się z zamiarem wyrzucenia z siebie wszystkiego co w tej chwili czułam.Jestem supernową i nie pozwolę, żeby jakiś byle przeciętniak mnie dotykał, a co gorsza popychał.
- Jak łazisz niezdaro ?! - krzyknęłam z wyrzutem patrząc prosto na winowajcę.
Dlaczego nie zdziwiło mnie to , ze tą niezdarą była ta żmija Violetka.Co za małpa, ciągle stara mi się uprzykrzyć życie.
- Znowu ty ?! - wrzasnęłam, posyłając jej lodowate spojrzenie.
Wzięła głęboki oddech, zapowiada się niezła kłótnia.
- Też się cieszę,że cię widzę. - wywróciła teatralnie oczami, lekceważąc mnie. - Możesz łaskawie mnie przepuścić ?
- Chyba śnisz, poza tym nie mam ochoty ruszać się z miejsca, w którym właśnie stoję. - uśmiechnęłam się diabolicznie, uświadamiając jej , że nie dam jej przejść , za żadne skarby.
Zacisnęła dłonie w pięści, po czym próbowała mnie wyminąć.Ze mną nie ma tak łatwo skarbeczku.Chwyciłam ją za rękę , całkowicie uniemożliwiając jej dalszą ucieczkę.
- Puść mnie pusta kretynko ! - jaka ostra, nie mogę, a niby z niej taki aniołek.
Starała się wyswobodzić z mojego uścisku , lecz bez żadnego skutku.
- Nie rozumiesz, ze się śpieszę ?! - krzyknęła, jeszcze bardziej się wyrywając.
- Nie. - oznajmiła, uśmiechając się złowieszczo.

-.-

Camila

Oszołomiona kolejnością zdarzeń powoli wyswobodziłam się z objęć chłopaka, przechodząc do pozycji stojącej.Spojrzałam w kierunku blondyna , którego miałam na oku, nie było już go.
- No i widzisz co zrobiłeś ?! - krzyknęłam , patrząc na tego kretyna, przez którego zdarzył się ten wypadek.
- No właśnie nie. - oznajmił, otrzepując spodnie z piachu. - Tak w ogóle co się tak unosisz, przecież nic się nie stało ?!
- Bo przez ciebie mój przyszły chłopak właśnie sobie poszedł, wielkie dzięki. - spojrzałam na niego z nienawiścią i odwróciłam się na pięcie.- Przez ciebie nie zaznam smaku prawdziwej miłości.
Chciałam odejść , ale nie pozwolił mi.Trzymał moją prawą  rękę.Chciałam już wyrzucić z siebie wszystko wrzeszcząc na niego ile wlezie , ale był szybszy.Przyciągnął mnie do siebie, tak , ze stykaliśmy się czołami i czuliśmy swoje przyspieszone oddechy.
- A może jednak. - powiedział, po czym złączył nasze usta w pocałunku. Tego to się nie spodziewałam.
Co za koleś!
_____________________________
Przed Wami numer 21. :D
Jak już pewnie zauważyliście, wprowadziłam tytuły do rozdziałów, co możecie zobaczyć w spisie treści. :)
Mam nadzieję, że ten rozdział przypadnie Wam do gustu. :*
Miłego czytania Cukiereczki. ♥

10 komentarzy = next rozdział

wtorek, 17 czerwca 2014

Rozdział 20 ~ Słoneczko popsuło wszystko.


EDIT : Jeżeli pod tym rozdziałem nie będzie chociaż 5 komentarzy, rozdziału 21 nie będzie , mimo że jest już napisany.

-.-

Violetta

Ostatnimi czasy pech mi nie odpuszcza.Tata oczywiście musiał mnie nakryć na ucieczce z domu, cudownie! Egzamin za dziesięć minut,a ja siedzę na schodach i zastanawiam się jak się wymknąć. Drogą powrotną będę się martwić później.
Co on tak długo robi w tej kuchni ? Rodzi tą kawę ? Przez te wszystkie kłamstwa zrobiłam się dość nerwowa.Niby nie lubię jak ktoś  mnie oszukuje, a sama to robię.Świetna taktyka Violetta! No ale z drugiej strony czy mam jakiś wybór? Mój własny tata,który bez przerwy powtarza,że chce dla mnie jak najlepiej, nie pozwala mi spełniać marzeń i tym właśnie sposobem zmusza do kłamstwa.Nienawidzę tego,no ale...
Dobra wszedł do gabinetu. Teraz powoli,jedne schodek,drugi,trzeci i jazda do drzwi.
Jak to Fede mówi byłam niewidzialna.

Niepewnie nacisnęłam klamkę,rozejrzałam się jeszcze raz i wyszłam.Najgorsze za mną,teraz do Studia.Nie powiem im bliżej dotarcia do celu tym bardziej zaczynam wątpić w to co robię.
Przekroczyłam próg budynku.Moim oczom ukazał się korytarz wypełniony ludźmi , którzy przyszli w tym samym celu co ja.Panikowałam coraz bardziej, w końcu strach dopiął swego, udałam się do drzwi wyjściowych.Wszystko poszłoby gładko gdyby  nie fakt,że ktoś złapał mnie za nadgarstek.Bałam się odwrócić, bo  nie wiedziałam kogo mogę się spodziewać.No ale z drugiej  racjonalnej strony nie będę z kolesiem gadała odwrócona do niego tyłem, to niekulturalne i niestosowne.
Spojrzałam kątem oka,León.Skierowałam się w jego stronę bez żadnych większych problemów.Byłam wściekła i jednocześnie szczęśliwa,że przyszedł.Nie mogłam jednak dać po sobie znać,że cieszę się, że jest tu ze mną i trzyma mnie za rękę.
- Co ty tu robisz ? - spytałam oschle,wyrywając się z jego objęć.
- Czyli dalej jesteś zła... -jego oczy momentalnie stały się smutne i puste, nie były takie jak zwykle ; roześmiane i pełne energii - nie rezygnuj z tego egzaminu - spojrzał na mnie tym swoim wzrokiem, który sprawiał, że czułam się jak w siódmym niebie.
- Dlaczego niby ? - spytałam starając się nie łapać z nim kontaktów wzrokowych.- tak się składa, że nie jesteś kimś kto będzie mi mówił co mam robić, a czego nie !
Czułam , że ma rację, że mu zależy na tym żebym realizowała swoje plany, lecz nie mogę mu tego okazać, nie mogę !
- Violetta - zaczął spokojnym głosem, który był przepełniony ciepłem i miłością - nie możesz pozwolić na to , żeby twój niezwykły talent, który posiadasz gasł coraz bardziej z dnia na dzień.Nie powiem, żebyś robiła to dla mnie, bo od razu wyjdziesz i trzaśniesz drzwiami, więc zrób to dla siebie.
On znowu to robi.Sprawia,że ponownie się w nim zakochuję , choć i tak nigdy nie przestałam go kochać.Ja nie potrafię tego opanować i to jest w tym najgorsze.Parę spojrzeń prosto w oczy, dotyk i kilka słodkich słówek i już ma nade mną władzę.
- Masz rację, przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam.
Nie chciałam tego powiedzieć,bo wyszło na to , że jestem skłonna mu wybaczyć.No ale jak już mówiłam on ma nade mną kontrolę, głupieję przy nim.

-.-

Camila

Przechadzałam się po parku rozmyślając o swoim życiu.Doszłam do wniosku , ze brakuje mi Maxiego, a dokładniej brakuje mi chłopaka i bycia w związku. Po drodze mijałam tyle słodkich parek, że znowu załapałam doła.Ja to jednak  nie mam szczęścia w miłości, mimo , że miałam dopiero jednego chłopaka, z którym nawet nie powinnam zaczynać, bo jest moim przyjacielem.Na siłę miłości nie znajdę i to jeszcze tej prawdziwej. Jak to mówią ,, Miłości nie należy szukać, bo przyjdzie sama w najmniej spodziewanym momencie ".A co jeśli ja chcę teraz , właśnie w tym momencie ją znaleźć ? Nikt nie przewidział takiej opcji i nie wymyślił jakiegoś mądrego zdania na taką okoliczność ? Życie jest nie fair. Ja też chcę być szczęśliwa, bo oglądanie szczęścia innych już mi wyszło bokiem.Szłam głównym placem w parku gdy nagle dostrzegłam  przystojnego blondyna, siedzącego na murku i brzdąkającego na gitarze. Czyżby to była miłość mojego życia? Niestety nie było mi dane dowiedzieć się tego, ponieważ "ktoś" we mnie wjechał. Czułam , ze leżę w czyichś umięśnionych rękach. : Czyichś" oczywiście mam na myśli sprawcę tego jakże niefortunnego wypadku.Gdy otworzyłam oczy doznałam szoku.Moje serce stanęło, a źrenice rozszerzyły do minimum.
-.-

León

Nareszcie wszystko zaczyna się układać, powoli , ale zaczyna.Słowa, które wydobyły się z jej pięknych różanych ust wywołały uśmiech na mojej twarzy i jednocześnie sprawiły, że poczułem ulgę.
- Nie masz mnie za co przepraszać. - spojrzałem na nią, na co ona odwróciła wzrok. - wszystko okej ?
Nie powiem, że się o nią nie martwię, martwię się i to jak cholera.Nie sądziłem , że tak szybko zamienię się w moją przewrażliwioną mamusię, ale tak właśnie jest.Jak nie wiem co się dzieje z Vilu to nie potrafię normalnie funkcjonować i od razu mam jakieś schizy, że coś jej się mogło stać.
- Tak, tak wszystko dobrze. - wymusiła uśmiech.
- Na pewno ?
- Tak León na pewno. - podniosła głos. - nie musisz się o mnie martwić.
Ehh ciężko będzie załagodzić tą sytuację.Coraz bardziej dociera do mnie to , ze ona już nigdy mi nie wybaczy.Nie liczę na to, ze będziemy przyjaciółmi , tym bardziej parą.Zawaliłem na całej linii.Pieprzona przeszłość.Najgorsze jest to, że dowiedziała się w taki sposób.
- Muszę, bo cię kocham i jesteś moim słoneczkiem. - uśmiechnąłem się zalotnie, jednocześnie puszczając jej oczko.
Skrzywiła się, to nie wróży dobrze.
- Po pierwsze nie jestem żadnym twoim słoneczkiem. - zaczęła wyliczać na palcach, a jej wyraz twarzy zmienił się momentalnie w odrazę. - a po drugie nie rób tak więcej i na nic nie licz.
Odeszła.Zostawiła mnie samego i to w dodatku zdezorientowanego. Nie zdążyłem nawet krzyknąć :zaczekaj, przepraszam ! Zachowałem się jak skończony kretyn.Dobrze wiem, że jest na mnie obrażona, a wyskakuje tu z jakimś "słoneczkiem". Znowu pogorszyłem sytuację,a już było tak dobrze.Zawsze  jak coś się układa, to ja muszę to spieprzyć.
Z moich rozmyśleń wyrwał mnie znajomy głos.Obróciłem się w stronę wejścia i kogo tam zobaczyłem ? Tego lalusia,który ledwo ten łeb trzyma prosto od nadmiaru żelu.Znalazł się lovelas.
- Znowu ty? - podszedłem do niego
Skrzywił się na sam mój widok, chociaż mamy jedną wspólną cechę - reagujemy na siebie identycznie.
- Czego tu szukasz ? - wycedziłem przez zęby. - jeżeli przyszedłeś do Violetty, to sorry ale tu jej nie ma.
Zaśmiał się.
- Nie ma powiadasz, to jak wyjaśnisz to, że stoi przy automacie z napojami. - skrzyżował ręce na klatce piersiowej, był pewny siebie, nawet za bardzo.
To zdecydowanie nie jest mój dzień.Najpierw Vilu , a teraz ten goguś od siedmiu boleści. Wystarczy, ze tylko na niego spojrzę, to ledwo się powstrzymuje , żeby mu nie walnąć.
- Żałosny jesteś. - zbliżył się do mnie. - ah i jeszcze coś, jak już zamierzasz kłamać to najpierw obczaj teren. - poklepał mnie po ramieniu.
- Ty się tak nie wymądrzaj, bo ci się mózg roztopi. - zakpiłem. - chociaż nie wiem czy przypadkiem już od tego żelu tak się nie stało.
Wywrócił teatralnie oczami, po czym wziął głęboki oddech.
- Ej spokojnie, bo popuścisz od tego wzdychania. - uśmiech nie schodził mi z twarzy, jestem w formie oo tak.
- Skąd wiesz, miałeś już tak ? - uśmiechnął się, po czym oparł się ręką o ścianę.
- Słuchaj no ty, mówię ci igrasz z ogniem ! - zagroziłem mu palcem.
- Chyba z wodą. - poprawił i odwrócił głowę w zupełnie inną stronę.
Wybuchłem. Popchnąłem go z całej siły, w takim rezultacie, że leżał jak długi na podłodze.Nie oszukujmy się wyglądał idiotycznie.
- Tak chcesz się bawić ?! - zerwał się na równe nogi.
Zaczęliśmy się szarpać, standardowo.
- Co tu do cholery jasnej się wyprawia ?! - wrzasnął Gregorio.
No to nie żyję.Nie no jest jeden plus , ten frajer nie żyje ze mną.
- Verdas co ty robisz razem z tym... z tym - nie mógł określić tego czego , co stało obok mnie z poobijanym nosem. - z tym nażelowanym chłopczyną ?
Gdy usłyszałem określenie " nażelowany chłopczyna " i to jeszcze z ust Gregoria, myślałem, że nie wyrobię. Zacząłem się śmiać.Nie powinienem tego robić, bo mężczyzna spiorunował mnie wzrokiem. Oj grabisz sobie Verdas, oj grabisz !
- Yghym... przepraszam. - spuściłem głowę, w celu poprawienia swojej sytuacji.
Bądź co bądź ale za parę dni wracam do niego na zajęcia i naprawdę nie mam ochoty, żeby się na mnie uwziął.
_______________________________
Przepraszam za opóźnienia, które nie oszukujmy się, są ciągle. :\
No niestety, nic nie poradzę.
Przedstawiam dwudziestkę. :*
Mam nadzieję, ze się spodoba.
Im więcej komentarzy, tym szybciej pojawi się rozdział 21 , który jest już prawie napisany. ;)

Kocham Was. :*  ♥

sobota, 3 maja 2014

Ważna informacja + zmiany.

Tak wiem jest 3 maja , a rozdział miał być 30 kwietnia.Cóż rozdziału nie ma z bardzo prostych powodów po pierwsze teraz jest weekend majowy , no to nie siedzę prawie wgl na komputerze, to chyba logiczne.Po drugie nie mam za bardzo pomysłu na rozdział 20, osoby , które też mają bloga z opowiadaniem , wiedzą na pewno o co chodzi.Jak dokucza brak weny , to nie ma przebacz. I co zrobisz, nic nie zrobisz.Także nie musicie mi pisać pod poprzednimi rozdziałami, ze spóźniam się z nowym, bo nie jestem maszyną.Bardzo Was za to przepraszam.Rozdział 20 jak i 21 pojawią się już niedługo. Przewiduję , że 20 jakoś przed 10 maja na pewno. Jeszcze raz przepraszam, wiem że zawsze naciągam Waszą dobroć ciągłymi opóźnieniami , no ale nie moja wina. XD

Jeżeli chodzi o zmiany to nie będzie napisane jakiego dnia będzie dodany dany rozdział, bo ja planuję, a czasami wychodzi tak , że rozdziału nie ma i jest burza.Także procenty zostają, rozdziały na pewno będą pojawiać się raz w tygodniu lub raz na dwa.

Jeżeli chcecie zgłosić jakieś zażalenia i uwagi to proszę pod tym postem, zniosę nawet te najgorsze. :D
Wiem, że nie piszę rewelacyjnie, wręcz beznadziejnie. :D Życie. Dziękuję za wszystkie komentarze . :*

Jeżeli chodzi o gg to założyłam już sb nowe i jeżeli chce ktoś zryć sb banie pisząc ze mną, to niech poda gg w komentarzu pod tym postem. :D

czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział 19 ~ On to jednak ma te wyczucie.


Violetta

Stałam pomiędzy tymi dwoma idiotami. Spoglądając raz na jednego, raz na drugiego, tylko po to , żeby zrozumieć,  zrozumieć dlaczego biją się na środku mojego salonu. Dla mnie to po prostu było niezrozumiałe.
- Powie mi ktoś wreszcie o co poszło ? - spytałam zirytowana. - i co wy tu do cholery robicie ?!
Tak normalnie nie zdarza mi się używać takich słów , zwłaszcza w domu. Ale ta sytuacja wyprowadziła mnie tak z równowagi , że wszystkie moje zasady i kultura zeszły na boczny plan.
- Na mnie nie patrz , przyszedłem pomóc. - wyparł się Federico , unosząc ręce do góry. - to ten frajer zaczął. - wskazał na Leona.
Mój wzrok automatycznie przeniósł się na "winnego".
- Ja ci dam frajera , frajerze ! - syknął szatyn jednocześnie wyrywając się z zasięgu mojej ręki, która trzymała go z dala od Fede.
- Ej , ej , ej ! - chwyciłam go za rękaw idealnie wyprasowanej, błękitnej koszuli. - masz mi coś do powiedzenia w tej sprawie ? - spojrzałam mu prosto w oczu i ... odpłynęłam.
Zamarłam , nie potrafiłam wydusić słowa. Patrząc w jego piękne szmaragdowe oczy nie czułam tego muru między nami.Znowu poczułam się spełniona i szczęśliwa.
- Tak. - powiedział kiwając głową. - to on zaczął ! - spojrzał z obrzydzeniem na swojego wroga.
Ocknęłam się. Co prawda poczułam się skrępowana , ale nie dawałam tego po sobie poznać. Natychmiast odwróciłam głowę , by tylko nie patrzeć mu w oczy.
- Zachowujecie się jak dzieci.  - podsumowałam. - nie wiem o co i dlaczego się kłócicie, ale jeżeli jesteście choćby parę metrów w pobliżu siebie, to nie można dojść z wami do ładu.
Muszę niezwłocznie dowiedzieć się o co chodzi i wygonić ich z domu , bo jak tata ich zobaczy , to po mnie.
- Leon , idź już lepiej. - oznajmiłam. - wszystko opowie mi Federico.
Pobladł. Był jednocześnie smutny, zawiedziony i wściekły , że wybrałam kogoś innego.
- O jak przykro, wybrała mnie a nie ciebie , zdziwiony ? - powiedział sarkastycznie Federico.- to było do przewidzenia, a teraz spadaj , no już , już. Tam są drzwi. Tylko uważaj na zakrętach, bo jeszcze z tego szoku gdzieś się obalisz.- zaśmiał się.
Miałam wrażenie , że Leon za chwilę wybuchnie.
- Naprawdę Violetta , wolisz... - nie mógł znaleźć słowa. - takie coś, ode mnie. - wskazał na bruneta.
- Leon dobrze wiesz, ze nie o to chodzi. - po raz pierwszy od jakiegoś czasu , nasza rozmowa obyła się bez wyzwisk z mojej strony. - idź już. - otworzyłam drzwi.
- Skoro tego chcesz. - zrezygnował. - tylko nie wierz mu w żadne słowo.
W tamtej chwili miałam już dość dzisiejszego dnia, który w ogóle mnie nie oszczędzał. Niby jeden dzień, a tyle przeżyć i to niekoniecznie dobrych.Chłopak stał jeszcze w drzwiach z nadzieją, że zmienię zdanie.
- Federico , ty też już idź. Nie obchodzi mnie już o co poszło i jakim sposobem się tu znaleźliście. - złapałam się za głowę. - jestem zmęczona.
Na twarzy Leona pojawił się lekki uśmiech , lekki , ale uśmiech !
- Ha ha ha , a miało być tak pięknie, co ? - zakpił szatyn.
Federico posłał mu lodowate spojrzenie. Oboje, co prawda niechętnie , ale opuścili mój dom, nareszcie.
Niech ten dzień się już skończy , niczego więcej nie pragnę.

-.-

Leon

Ten nażelowany idiota zepsuł cały mój plan, po którym ja i Violetta mieliśmy być znowu razem.
- Musiałeś tu przyleźć?! - syknąłem - Jak zwykle  wszystko spieprzyłeś !
- Wolne żarty. - zaśmiał się krzyżując ręce na klatce piersiowej. - to tylko i wyłącznie twoja wina.Zrozum , że Violetta już cię nie kocha , więc dobrze ci radzę daj jej spokój.
- Naprawdę wierzysz w to, że z nią będziesz ? - powiedziałem szyderczo. - żałosny jesteś.
Miałem ochotę mu przywalić, ale nie będę go bił przed domem Vilu i tak ma dużo problemów.
- Prędzej ty. Sam siebie oszukujesz. Wasz związek już się skończył.
- Słuchaj no ty... - zacząłem szarpiąc go za koszulkę.
- Leon , co tu się dzieje ? - zapytał zdziwiony pan Castillo.
On to zawsze ma te wyczucie. W momencie puściłem ubranie tego pajaca i zacząłem je poprawiać.
- Ooo dzień dobry.Kolega miał tu jakiś napruszek, ale już kryzys zażegnany także bez paniki - próbowałem się uśmiechać najszerzej jak umiem - aaam ... my właśnie wychodziliśmy.
Mężczyzna tylko pokręcił głową. To nie wróżyło dobrze.
- Jeżeli któryś skrzywdzi Violettę, to przysięgam , że nogi powyrywam. - każde słowo wypowiadał z wielką dokładnością, tak żebyśmy zrozumieli, fajnie , że nie jesteśmy w przedszkolu. 
- Ja bym wolał ręce , bo nogi bardziej potrzebne... - Federico próbował złagodzić sytuację, lecz pan German miał surowy wyraz twarzy , który nawet na chwilę nie uległ zmianie. - ... nie ? nie...
Zmieszał się chłopak , tak mi go szkoda, że aż wcale.
- To my już pójdziemy, miło było , do widzenia. - uśmiechnąłem się.

-.-

Ludmiła

Od godziny próbuję wymyślić idealny strój na rozpoczęcie roku szkolnego , ale nie mogę się skupić.Cały czas mam w głowie tego uroczego bruneta , te jego oczy , uśmiech , dotyk. Wpadnięcie na mnie i przewrócenie na chodnik było najlepszą rzeczą jaka mi się ostatnio przytrafiła, bo dzięki temu mieliśmy jakiś kontakt fizyczny.
 Boże o czym ja myślę , jestem Ludmiła Ferro , a Ludmiła  nie ma uczuć.
- Natalia , może byś mi pomogła z łaski swojej ? - powiedziałam z wyrzutem rzucając w nią różową bluzką w panterkę.
- Przepraszam , co powiesz na to ? - wyciągnęła z szafy dość ciekawy komplet.
- Widzisz , jak chcesz to umiesz. - uśmiechnęłam się.
Podeszłam do toaletki , sięgnęłam po soczek pomarańczowy i zaczęłam pić.
- Ludmi, jesteś jakaś inna. Nie wiem jakby.. zakochana. - zaczęła się śmiać.
Po słowach , które padły z ust Naty , wyplułam sok.
- O czym ty mówisz Natalia , jesteś nie poważna. - zaczęłam gestykulować rękami. - idź się przewietrzyć czy coś, bo głupoty straszne gadasz. - posłałam jej groźne spojrzenie.
- Tak ty jesteś zakochana! - krzyknęła po czym usiadła z wrażenia nie przestając się śmiać.
- Jeszcze raz to powiesz , to nie będzie z tobą dobrze. - zagroziłam jej.
Jej mina wskazywała na to , ze się przestraszyła , co oznacza, że moja groźba poskutkowała.
- Nie , jednak jesteś taka jak zawsze. - uśmiechnęła się krzywo.

-.-

German

Siedziałem w gabinecie rozmyślając , o kobiecie , która zawróciła mi w głowie tak samo jak kiedyś Maria.
Angie , gdy słyszę to imię moje serce zaczyna szybciej bić. Po naszym pocałunku wiem, że też nie jestem jej obojętny. Liczę, że nasza miłość, choć bardzo niepewna rozkwitnie jak najpiękniejszy kwiat.Przy niej znów czuję się szczęśliwy.

Wyszedłem po cichu z gabinetu , tak żeby jeszcze nikogo nie obudzić, bo jakby nie patrzeć jest dopiero ósma rano.W ręku trzymałem ulubiony biały kubek, który kiedyś dostałem od Violi. Odkręciłem się z uśmiechem na twarzy i ujrzałem Violettę skradającą się do drzwi.
- Wybierasz się gdzieś ? - spytałem poważnym tonem.
Zrobiła skwaszoną minę, nie udało się uciec z domu. Pokręciłem głową.
- Niee , niee oczywiście, ze nie. - kręciła przecząco głową i udawała zdziwienie. - skąd ten pomysł ?
- No nie wiem jesteś wyszykowana i kierujesz się w stronę drzwi.
- Szłam do... kuchni. - zaśmiała się.
- Z torebką ?
- Jaką torebką? - schowała ją za siebie.
- Violetta nie żartuj sobie, dobrze wiesz, że masz szlaban, a teraz do siebie, już. - powiedziałem stanowczo.
Skrzywiła się i niechętnie wykonała moje polecenie. Jednak ten wiek jest tym najgorszym.
Miałem sobie zrobić kawę, niedługo to i głowy zapomnę.

Bez większych przeszkód udałem się do kuchni.
 __________________________________________   
Rozdzialik tym razem  o czasie, jestem z siebie dumna. :D
Jak Wam się podoba. ? :*
No nic , nie będę przedłużać, do następnego Rybki. ♥
Achh i liczę na komentarze, pamiętajcie tak właśnie mnie motywujecie. ;)                                        

czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 18 ~ Niewidzialni.



Violetta

Zamknęłam drzwi i powoli odwracałam się w stronę taty , tak aby spojrzeć mu prosto w oczy, co wcale łatwe nie będzie.
- Zapytam jeszcze raz, tak dla jasności.- nie spuszczał ze mnie wzroku - o czym mówiła ta dziewczyna? - zdawał się być co raz bardziej rozgniewany.
Chciałam jakoś uniknąć odpowiadania na zadane mi przed chwilą pytanie.
- A ty nie miałeś być przypadkiem w Hiszpanii ? - spytałam, jeżdżąc wzrokiem po całym pokoju, tylko żeby nie spojrzeć na niego.
Zmiana tematu nie była dobrym pomysłem, ponieważ splótł ręce na klatce piersiowej, co nie zwiastuje niczego dobrego , wręcz przeciwnie , to fatalnie. Zawsze ma taki odruch, gdy jest mega wściekły.
- Mam ponowić pytanie? - podniósł ton głosu, graniczący praktycznie z krzykiem.
- Ona... mówiła, no mówiła...o tym , że.. ja... - bałam się przyznać do tego , że zemdlałam , bo dobrze wiedziałam jak zareaguje.
- Do rzeczy Violetta. - niecierpliwił się.
Powiem mu i tak nie mam innego wyboru.Nie mam szans wyjść z twarzą z tej sytuacji.Niech się dzieje wola nieba.
- Zemdlałam. - powiedziałam twardo -  nic wielkiego. -  machnęłam ręką i zrobiłam krok w stronę schodów.
Co jak co , ale najbardziej czego pragnęłam w tamtej chwili to znaleźć się w swoim pokoju.
- Wróć ! - powiedział nieco ciszej niż wcześniej.
Skąd ja wiedziałam , że tak będzie. Na pewno nie obędzie się bez jeszcze częstszych telefonów typu gdzie ty się podziewasz? i zakazu wychodzenia z domu. Standard. Chociaż patrząc na minę mojego taty , wnioskuję , że na tym się tym razem  nie skończy. Mam nadzieję, że zaraz nie będzie mnie brał do szpitala, bo drugiej wizyty jednego dnia w tym okropnym miejscy, nie zniosę. Wracając do zakazu wychodzenia poza dom, nie może mi tego zrobić, przynajmniej nie teraz.Jutro przecież mam egzamin z tańca , a na pewno drugi raz go nie przełożą.
- Dobrze tato daj mi już ten szlaban , bo  jestem zmęczona. - skłamałam , tak jedne kłamstwo ciągnie za sobą kolejne. -  poza tym lekarz kazał mi się porządnie wyspać.
- Gdzie byłaś, gdy zemdlałaś? - rzucił - Daj mi wyniki badań ze szpitala.
- Byłem.. eee... z koleżanką. - przygryzłam dolną wargę. - a tu masz wyniki. - wyjęłam pogiętą kartkę z torebki i podałam mu do ręki.
Czas dłużył się jak nigdy , podczas gdy mój tata czytał to co napisali na kartce.
- Na szczęście nic ci nie jest, a jeżeli chodzi o szlaban to nie wyjdziesz z domu przez miesiąc. - powiedział odkładając świstek na drewniany stolik do kawy. - kiedy kara minie to wszędzie towarzyszyć będzie ci Ramallo. - oznajmił i udał się do swojego gabinetu.
Super, ciekawe jak z moim " ochroniarzem " będę chodzić do Studia.

Siedziałam przed lustrem czesząc włosy. Patrzyłam otępiale w jeden punkt rozmyślając nad swoim życiem , poprawka ,nad swoim zakłamanym życiem.

Odkąd straciłam Leona nic się nie układa. Do tego czuję pustkę w sercu. Nie mam komu zwierzyć się z problemów , Leon był mi tak bliski.Tak bardzo go kochałam , dalej go kocham i nie wiem czy przestanę.Nie potrafię dopuścić do siebie myśli , że już nigdy może nie być tylko i wyłącznie mój.
Z drugiej strony nie potrafię mu wybaczyć.Będąc dla niego chłodna , lepiej się czuję. Trzymam go na dystans , bo boję się, że znowu mnie zrani.Chociaż tego drugiego razu już na pewno nie będzie, bo nie zapomnę mu tego jak mnie oszukał i wykorzystał.

Z moich rozmyśleń wyrwał mnie dzwonek telefonu.Odłożyłam szczotkę i chwyciłam komórkę.Na ekranie wyświetlony był napis Fede. :*  Nacisnęłam zieloną słuchawkę.

V: Halo?
F: Jak dobrze cię słyszeć , słyszałem, że zemdlałaś i mało co nie wylądowałem na ostrym dyżurze.
V: Hahaha wszystko jest już dobrze, nie licząc ponownego zamknięcia pod kloszem.
F.: Mam przyjść?
V: Lepiej nie, bo jak cię jeszcze zobaczy to nigdy nie wyjdę z domu.
F: No dobra , śpij dobrze.


No ładnie , skończyłam z jednym , to zaczynam z drugim. Jestem po prostu sobą załamana.To wszystko wina tego ,że boję się, że kogoś zranię.
Chociaż nie mogę go przecież ciągle oszukiwać. Federico zasługuje na dziewczynę , która będzie go szczerze kochała. Jutro muszę z nim poważnie porozmawiać.


Federico

Biedna Violetta, jak ona przyjdzie na egzamin z tańca? Jest już jutro , trzeba coś szybko wymyślić. No niby nie pozwoliła mi przyjść, ale co tam. Nawet mnie nikt nie zauważy.Będę niewidzialny.

Narzuciłem kurtkę i wyszedłem z domu.W mgnieniu oka doszedłem do domu Vilu.
 Lepiej będzie jak wejdę przez kuchnię. Delikatnie wychyliłem głowę zza ściany, droga wolna. Nacisnąłem klamkę i powoli uchylałem drzwi.Na moje szczęście ,musiały skrzypieć. Skrzywiłem się.

Dobra jestem w środku, jest dobrze. Teraz biegiem do schodów, chociaż może lepiej będzie wolno i ostrożnie przejść. Sam nie wiem. Po chwili bicia się z myślami ruszyłem w stronę pokoju Violetty.
Każdy krok stawiałem bardzo rozważnie.Co prawda wyglądałem jak idiota, bo szedłem , jakbym chciał a nie mógł.Pół drogi za mną.Jeszcze trochę. Nagle usłyszałem dźwięk otwierających się drzwi , zamarłem.

Do pokoju wszedł Leon. Tak samo "niewidzialny" jak ja. Nie ukrywam ,że zirytowało mnie jego przyjście.
- Czego tu szukasz, żelu ci zabrakło? - rzucił szatyn.
- A co cię to obchodzi ? - wycedziłem przez zęby.
Nienawidzę kolesia, ciągle miesza się w nie swoje sprawy. Nie jest już z Violettą przez własną głupotę, jak zakładam, bo na mądrego to mi nie wygląda, więc niech nie szuka zaczepki.
- Ojej jaki groźny. - zaśmiał się. - odzywka z podstawówki , jesteś taki mocny. - zbliżył się do mnie z szyderczym uśmiechem.
- O co ci chodzi, mam się z tobą szarpać czy jak ? - cała sytuacja działała mi już na nerwy. - weź wyjdź, co ?
- A może to ty wyjdziesz ? - popchnął mnie i kiwnął głową na drzwi.
Zaczęliśmy się kłócić i szarpać. W pewnym momencie usłyszałem przerażony głos Violi.
- Co wy tu robicie ? - oderwała nas od siebie. - do końca wam walnęło na mózg. ?

-.-

Francesca

Nie mogę przestać myśleć o Tomasie, to jest silniejsze ode mnie.Po prostu nie potrafię o nim zapomnieć.
- Fran , słuchasz mnie ?- powiedziała podirytowana dziewczyna.
- Tak ,tak Cami , słucham. - zupełnie o niej zapomniałam , przytłaczają mnie własne problemy , a ona dorzuca mi jeszcze swoje.
Jesteśmy przyjaciółkami, ale czasami nie potrafię jej pomóc zwłaszcza wtedy kiedy jestem przybita.
- Nie wydaje mi się. - przewróciła oczami. - znowu myślisz o Tomasie, prawda ?
Jak o na dobrze mnie zna , wręcz na wylot.
- Tak... - spuściłam głowę. - nie mogę wyrzucić go z głowy.
- Francesca, musisz iść dalej, nie możesz ciągle żyć przeszłością.Wiem , ze jest ci ciężko, ale zobaczysz w końcu znajdziesz swojego księcia z bajki. - uśmiechnęła się. - w przeciwieństwie do mnie. - podsumowała.
- Masz rację, koniec z tym. Tomas dla mnie już nie istnieje. - wstałam z ławki , przepełniona optymizmem.
- I o to chodzi kochana , tak trzymaj. ! - przytuliła mnie.
- A co z Maxim ? - spytałam z charakterystycznym uśmieszkiem na twarzy.
- A co ma być, rozstaliśmy się. - westchnęła. 
Nie powiem, zdziwiło mnie to. Zapowiadał się taki świetny związek, a tu proszę. W końcu są przyjaciółmi od paru dobrych lat.
- Dlaczego, przecież byliście taką śliczną parą ?
- Po prostu zrozumiałam , że to nie to. Kocham go, ale tylko jak brata, rozumiesz ? - poprawiła swoje niesforne, rude włosy.
- Nie. - zaśmiałam się.

_______________________________

 PRZEPRASZAM , znowuu. -.-
Wiem , ze znowu nie było długo rozdziału , ale to naprawdę nie jest takie łatwe jak Wam się wydaje.
Nie ma tak często rozdziałów, bo :
- nie mam weny,
- nie mam czasu,
- nie mam motywacji przez to , ze jest mało komentarzy , wyświetleń i wgl wszystkiego.
Ja po prostu  czasami czuję, że nie mam dla kogo pisać. Jeżeli będziecie dodawać komentarze , to ja postaram się dodawać często rozdziały , Wasz wybór. :*
Bo z pisania nie zrezygnuję na pewno. :D
No to liczę na komentarze i do nastepnego. ♥
` Ciao. ♥

sobota, 1 marca 2014

Rozdział 17 ~ Plan Ludmiły.


Francesca

Klęczałam na zimnej podłodze , ściskając drobną dłoń Violetty.Trzęsłam się z nerwów.
Biedna leży na moich kolanach z zamkniętymi oczami.A jeszcze przed chwilą , dosłownie przed chwilą z nią rozmawiałam.
- Camila , dzwoń na pogotowie!- krzyknęłam, podając jej telefon.
W tej samej chwili ocknęła się Viola. Całe szczęście.
- Violu , Violu dobrze się czujesz ? - zaczęłam się dopytywać na zmianę z Cami.
Niespodziewanie do Studia wpadł zdyszany Leon.
- Już jestem , bez paniki.
Violetta skrzywiła się na jego widok.
- Co ten idiota tu robi ? - spytała z wyrzutem.
- Ej, ej , tylko nie idiota ! - chłopak zagroził jej palcem. - nic ci nie jest ?
Zignorowała i jego, i jego pytanie.Próbowała się podnieść, ale za każdym razem traciła równowagę i osuwała się na podłogę.Wyciągnęłam w jej stronę rękę , z zamiarem pomocy.
- Vilu co się stało , dlaczego zemdlałaś ? - spytałam zaniepokojona.
- Nie wiem Fran , jakoś zakręciło mi się w głowie. - złapała się za głowę. - boli jak cholera.
Strasznie mi jej szkoda, przez ten incydent nie będzie mogła zatańczyć na egzaminie.
- Może jednak zadzwonimy po lekarza ? - spytała Camila. - uderzyłaś się dość mocno w głowę i stąd ten ból.
- Zgadzam się z Cami.
- Ja też. - odezwał się Leon.
Widać było, że nie jest między nimi najlepiej i to sprawia mu ból.Był przybity tym faktem i nie uśmiechał się  tak jak zawsze.Musiał nieźle narozrabiać, że Viola go tak traktuje.
- Nie dziewczyny, muszę iść na egzamin. - podniosła się o własnych siłach i otrzepała spódniczkę.- to jedyna taka szansa.
- Violetta , nie dasz rady tańczyć w takim stanie. Idziemy do lekarza i koniec kropka. - podsumował Leon.
- Uważaj , bo na pewno się ciebie posłucham.Idź do swoich panienek. - syknęła Viola.
Czyli o to poszło. Odkryła jego przeszłość.
- Vilu , Leon ma w tej chwili rację. - stwierdziłam.
Skrzywiła się. Nie była zachwycona tym , że przyznałam mu rację.
- A co z moim egzaminem ? - powiedziała z wyrzutem
Odpowiedź sama do niej przyszła.Z sali wyszła Jackie i oznajmiła nam , że z powodu spraw prywatnych nie może obejrzeć i ocenić tańca pozostałych.
- Także , do zobaczenia jutro. - krótko podsumowała i wyszła.
- No i widzisz Vilu problem sam się rozwiązał. - uśmiechnęłam się do niej. - dobrze , a teraz szybko jedziemy na badania.
- Okey, ale bez niego. - wskazała na szatyna o zielonych oczach. - nie chcę mieć z nim nic wspólnego.



Ludmiła

Siedziałam na ławce i czekałam  na Naty już od paru minut. Czy ona zawsze musi się spóźniać ?
Wpatrywałam się w moje paznokcie,starannie umalowane różowym lakierem. Jednocześnie napajając się letnim słońcem. W pewnej chwili ktoś zasłonił mi źródło światła.
- Ej , ej , ej możesz łaskawie przesunąć się parę centymetrów w prawo ?- powiedziałam z wyrzutem,nie otwierając oczu.
- Ludmiła, to ja. - rozległ się znajomy głos.
Zerwałam się na równe nogi w celu wyrzucenia z siebie wszystkich emocji i odreagowaniu ich właśnie na niej.
- Natalia ile razy mam ci powtarzać, że masz być  punktualnie ? - machałam rękami, żeby lepiej zinterpretować moje pretensje w związku z zaistniałą sytuacją - Utrwalę ci tak na przyszłość , to ja tu jestem gwiazdą by móc się tak elegancko spóźniać.
- Ale... - przerwałam jej
- Natalia co za brak szacunku, od kiedy to masz czelność mi przerywać ?- spiorunowałam ją wzrokiem- Jeszcze jedna podobna sytuacja i wylatujesz. - powiedziałam stanowczo , grożąc jej palcem.
- Przepraszam. - spuściła głowę. - To , to już się nigdy nie powtórzy.
Zadziwiające jak łatwo można nią zmanipulować , grożąc choćby wyrzuceniem.No ale nie dziwię się jej , bo kto by nie chciał stać u boku nieziemsko pięknej supernowej Ludmiły Ferro? Zapewne nie ma takiego człowieka.Och Ludmi jesteś niesamowita!
- Ludmi , nie wiem czy wiesz, że za dwa dni jest rozpoczęcie roku szkolnego w Studio. - powiedziała czarnowłosa.
- No i ? - powiedziałam obojętnie rozglądając się po parku.
- To to, że ta dziewczyna, która wtedy na ciebie wpadła idzie do Studia. 
- A ty skąd niby możesz to widzieć Natalia ?- spytałam pogardliwie.
Speszyła się.
- A stąd, że wychodziła wtedy właśnie ze Studia. - podsumowała
O nie , na pewno nie. To mój teren i ta żmija nie ma tam prawa wstępu.Chociaż i tak pewnie nie przejdzie egzaminów wstępnych.Talentem to i ona nie grzeszy tak samo jak i urodą.
- Nie spinaj się, Ludmiła ma plan. - uśmiechnęłam się złowieszczo i odeszłam od dziewczyny.


Violetta

Dziewczyny odprowadziły mnie pod same drzwi. Kochane.
- Dobra dziewczyny , już sobie poradzę. - zaśmiałam się.
Lekarz powiedział, że nie ma żadnych zmian w mózgu, a moje omdlenie było spowodowane brakiem snu i zmęczeniem.
- Oj nie Violu , a jak nam znowu zemdlejesz ? - powiedziała śmiertelnie poważna Fran.
Niestety powiedziała to w tym momencie co nie trzeba.
- Ale jak to zemdlejesz i to znowu ?! Violetta o czym ta dziewczyna mówi ? - mój tata nie był zachwycony tym co usłyszał - masz mi to natychmiast wyjaśnić.


Diego
Stałem czekając na moją "przyjaciółeczkę". W końcu ujrzałem w tłumie dość wysoką dziewczynę, której blond włosy mieniły się w letnim słońcu.Szła z gracją.Jej usta , umalowane krwisto czerwoną szminką można było dostrzec na kilometr.Wyróżniała się wśród innych, swoim odważnym strojem.Na twarzy jak zwykle widniał diaboliczny uśmieszek.
- Witaj Diegito !
- Dobra Ludmiła daruj sobie te uprzejmości, co to za ważna sprawa? - spytałem zirytowany.
- Wyluzuj. - zaśmiała się - rozkochasz w sobie taką jedną niewiastę.
- Nie ma sprawy. - wzruszyłem ramionami - a po co ?
- Bo chcę widzieć jak cierpi... - powiedziała tajemniczo

_______________________________________________

Dam dam daammm. XD
Jedyne co chcę Wam powiedzieć to przepraszam , za wszystko. :C

Znowu tyle czekaliście , naprawdę przepraszam. Wybaczycie mi. ?
Mam nadzieję, że rozdział się podoba i do zobaczenia w następnym. :*
Liczę na komentarze Żabkii. ♥

20 komentarzy = next rozdział.

sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział 16 ~ Ona zemdlała!



Violetta

Stałam na środku pokoju wśród kolorowych walizek.Zaczęłam wołać tatę , w końcu muszę dowiedzieć się o co chodzi.
- Możesz mi to łaskawie wyjaśnić tato? - w moim głosie można było wyczuć zdenerwowanie.
- Po pierwsze nie tym tonem Violetto , a po drugie nigdzie nie wyjeżdżamy , no znaczy ty nie.Udaję się do Hiszpanii w sprawach biznesowych.Pierwszy plan był taki , że jedziesz razem ze mną , ale Angie skłoniła mnie do podjęcia innej decyzji. - uśmiechnął się do mnie rozkładając ręce.
Podeszłam do niego i mocno przytuliłam.Cieszę się , że chociaż przez jakiś czas nie będzie mnie kontrolował.
- A kiedy dokładnie wyjeżdżasz ? - spytałam starając się ukryć podekscytowanie.
- Jutro z samego rana. - wyjął z kieszeni marynarki bilet.
Przyglądał się uważnie białemu papierkowi i nagle pobladł.W jego oczach można było dostrzec przerażenie.
- Ramallo ! - krzyknął na cały dom. - ,,Wyjeżdżasz jutro, wyjeżdżasz jutro" tu jest według ciebie napisana jutrzejsza data ?!
Cała ta sytuacja odrobinkę mnie rozbawiła , ale starałam się tego nie okazywać.Mój tata zabawnie się denerwuje.
- Najmocniej pana przepraszam- mężczyzna poprawił okulary. - To na co pan czeka , wychodzimy i to natychmiast !
- No tak , tak za godzinę mam samolot.- tata zaczął pośpiesznie zbierać swoje rzeczy, chodząc po całym pomieszczeniu. - Ramallo, ja to cię w końcu zwolnię. - zaśmiał się.
  Przyjaciel rodziny zabrał walizki i zniknął w wyjściu.
- To pa Violu , bądź grzeczna. - ucałował mnie w czoło i wyszedł.
W końcu zero kontroli , zero ciągłych telefonów typu ,, gdzie jesteś ". Słodki smak wolności.Uradowana poszłam do swojego pokoju.Rzuciłam się na łóżko.To były naprawdę ciężkie dni.Przymknęłam lekko powieki i w tej samej chwili zadzwonił telefon.Kto to znowu zawraca mi głowę? Spojrzałam na wyświetlacz Francesca.Wcisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam komórkę do ucha.
F : Hej Violu , pamiętasz o jutrzejszym egzaminie z tańca?
V : To on jest już jutro ?! Nie, nie, nie! Nie nauczyłam się choreografii.
F : W sumie masz jeszcze całą noc. Nie będę ci przeszkadzać , powodzenia.
Rozłączyła się. No pięknie, nie mam szans , żeby dostać się do Studia.Może to i lepiej nie będę widywać Leona.

Jestem padnięta , ale tańczę prawie idealnie. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie ,wskazywał godzinę szóstą czterdzieści pięć.Ja ledwo trzymam się na nogach , a to już trzeba powoli wychodzić do Studia.Dobra zdrzemnę się tak do siódmej.

Zbudził mnie dźwięk budzika , przetarłam oczy i leniwie zwlokłam się z łóżka.Dzisiaj mój wielki dzień , tak będzie świetnie.Moje optymistyczne myśli zepsuł mój własny widok, odbijający się w lustrze. Dobra mam na pewno jeszcze z godzinkę na wyszykowanie.
Wzięłam do ręki telefon. Siódma dwadzieścia. Cholera ! Uśmiech w momencie zniknął z mojej twarzy.Jeżeli nie zjawię się na egzaminie , to żegnaj Studio , żegnaj wielka szanso , żegnaj wszystko.Nie, nie, nie to nie może się tak skończyć.Dobra Violetta dasz radę.Westchnęłam głęboko i wzięłam się do roboty.

Latałam po sypialni jak wariatka, co chwilę sprawdzając godzinę.Czas płynął nie ubłagalnie szybko , a mój wygląd wcale się nie poprawiał.Zostało pięć minut do wyjścia. Jeszcze tylko włosy.Boże , gdzie ja znowu położyłam tą szczotkę. Jak wrócę będę musiała wszystko posprzątać na wypadek podobnej sytuacji.Tak,to dobry plan.

Chwyciłam szczotkę i zaczęłam pospiesznie rozczesywać włosy.Jak na złość to wcale nie było takie proste jak zwykle.Czy mi się wydaje czy los kocha robić mi na przekór i sprawiać , że cierpię ?

Siódma czterdzieści. Tik tak Violka.

Nareszcie , jestem gotowa.Jeszcze raz przejrzałam się w lustrze wzięłam torbę i wybiegłam z pokoju.O mało co i zabiłabym się na schodach.Tak to jest jak się człowiek śpieszy.
Ech...wszystko jest wtedy przeciwko Tobie. Nawet schody.


Francesca

Gdzie ona jest ? To pytanie ciągle siedziało mi w głowie. Zaraz jej kolej. Co się z nią dzieje? Mam nadzieję, że dała radę nauczyć się tej choreografii , co na pewno to prostych rzeczy nie należy.
Co chwilę spoglądałam nerwowo na zegarek Poczułam , że ktoś łapie mnie za talię.Odwróciłam się z zamiarem okrzyczenia tego kogoś.
- Słuchaj no ty...- zaczęłam - Camila ! Tak się cieszę ! Nie widziałam cię prawie całe wakacje.
- Ja też się cieszę Fran. - skakałyśmy wtulone w siebie.
- Co ty tu w ogóle robisz , myślałam , że zobaczymy się dopiero na rozpoczęciu roku... - spytałam ciekawa.
- Luca powiedział mi , że cię tutaj znajdę, bo nie było cię w domu. - mówiła, poprawiając niesforne ,rude kosmyki włosów opadające na jej twarz.
- Czekam na Violę, zaraz ma egzamin z tańca. - skinęłam głową na drzwi od sali tańca.
- Jaką znowu Violę, Fran ? - spytała zaskoczona.
W tej samej chwili szatynka wbiegła do Studia.Nareszcie.
- Przepraszam Fran , mam nadzieję, że się nie spóźniłam. - powiedziała zdyszana , opierając się o mnie.
- To jest właśnie Viola. - wskazałam dłońmi na dziewczynę. - Poznajcie się , Violetta , to jest Camila. - uśmiechnęłam się.
- Bardzo mi miło. - podały sobie ręce.
W tej samej chwili rozległo się głośne :
- Violetta Castillo !

Szatynka z uśmiecham skierowała się w stronę kolorowych drzwi. Odwróciła się jeszcze raz w moją stronę.Pobladła. Już miałam zapytać się czy wszystko w porządku , ale ona niespodziewanie zemdlała. Z hukiem upadła na podłogę.


Leon 

Nie wiem co robić.Jedna część mnie mówi , że nie warto o nią walczyć, że ten związek nie ma już szans.A druga część karze walczyć za wszelką cenę i nie poddawać się. Sam już nie wiem czego chcę.Mam do niej żal o to , że obściskiwała się z innym.No , ale ona na pewno też nie jest z siebie dumna.
Nie wiem dlaczego , ale mam przeczucie , że coś jest nie tak.

Chwyciłem komórkę i wstukałem jej numer. Jeden sygnał , drugi , trzeci... No w końcu ktoś odebrał , ale to nie była Violetta , w słuchawce było słychać przerażony głoś Franceski:
- Viola zemdlała !
Po tych słowach myślałem  ,że serce mi stanie. dobrze zrobiłem dzwoniąc.
Wziąłem kurtkę i wybiegłem z domu.
___________________________________

Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam. ! :C
Tak mi przykro , że musieliście czekać prawie cały miesiąc na kolejny rozdział.  T.T
Mam nadzieję , że się nie gniewacie. :)
Po prostu miałam urwanie głowy , w związku z końcem półrocza. XD
No i w końcu ruszyłam tyłek i napisałam rozdzialik, specjalnie dla Was Kochani. ♥
Niedługo mam ferie, więc postaram się dodawać częściej.
Ogólnie postaram się dodawać częściej. :DD
Błagam Was dodawajcie komentarze , dla Was to nic takiego , ale dla mnie to wielki kopniak energii do pisania. Gdy zostawiacie po sobie ślad , to wtedy wiem , że mam dla kogo pisać. :*
Dlatego :

Liczę na komentarze Skarbeczkiiiii. ! < 333