wtorek, 17 czerwca 2014

Rozdział 20 ~ Słoneczko popsuło wszystko.


EDIT : Jeżeli pod tym rozdziałem nie będzie chociaż 5 komentarzy, rozdziału 21 nie będzie , mimo że jest już napisany.

-.-

Violetta

Ostatnimi czasy pech mi nie odpuszcza.Tata oczywiście musiał mnie nakryć na ucieczce z domu, cudownie! Egzamin za dziesięć minut,a ja siedzę na schodach i zastanawiam się jak się wymknąć. Drogą powrotną będę się martwić później.
Co on tak długo robi w tej kuchni ? Rodzi tą kawę ? Przez te wszystkie kłamstwa zrobiłam się dość nerwowa.Niby nie lubię jak ktoś  mnie oszukuje, a sama to robię.Świetna taktyka Violetta! No ale z drugiej strony czy mam jakiś wybór? Mój własny tata,który bez przerwy powtarza,że chce dla mnie jak najlepiej, nie pozwala mi spełniać marzeń i tym właśnie sposobem zmusza do kłamstwa.Nienawidzę tego,no ale...
Dobra wszedł do gabinetu. Teraz powoli,jedne schodek,drugi,trzeci i jazda do drzwi.
Jak to Fede mówi byłam niewidzialna.

Niepewnie nacisnęłam klamkę,rozejrzałam się jeszcze raz i wyszłam.Najgorsze za mną,teraz do Studia.Nie powiem im bliżej dotarcia do celu tym bardziej zaczynam wątpić w to co robię.
Przekroczyłam próg budynku.Moim oczom ukazał się korytarz wypełniony ludźmi , którzy przyszli w tym samym celu co ja.Panikowałam coraz bardziej, w końcu strach dopiął swego, udałam się do drzwi wyjściowych.Wszystko poszłoby gładko gdyby  nie fakt,że ktoś złapał mnie za nadgarstek.Bałam się odwrócić, bo  nie wiedziałam kogo mogę się spodziewać.No ale z drugiej  racjonalnej strony nie będę z kolesiem gadała odwrócona do niego tyłem, to niekulturalne i niestosowne.
Spojrzałam kątem oka,León.Skierowałam się w jego stronę bez żadnych większych problemów.Byłam wściekła i jednocześnie szczęśliwa,że przyszedł.Nie mogłam jednak dać po sobie znać,że cieszę się, że jest tu ze mną i trzyma mnie za rękę.
- Co ty tu robisz ? - spytałam oschle,wyrywając się z jego objęć.
- Czyli dalej jesteś zła... -jego oczy momentalnie stały się smutne i puste, nie były takie jak zwykle ; roześmiane i pełne energii - nie rezygnuj z tego egzaminu - spojrzał na mnie tym swoim wzrokiem, który sprawiał, że czułam się jak w siódmym niebie.
- Dlaczego niby ? - spytałam starając się nie łapać z nim kontaktów wzrokowych.- tak się składa, że nie jesteś kimś kto będzie mi mówił co mam robić, a czego nie !
Czułam , że ma rację, że mu zależy na tym żebym realizowała swoje plany, lecz nie mogę mu tego okazać, nie mogę !
- Violetta - zaczął spokojnym głosem, który był przepełniony ciepłem i miłością - nie możesz pozwolić na to , żeby twój niezwykły talent, który posiadasz gasł coraz bardziej z dnia na dzień.Nie powiem, żebyś robiła to dla mnie, bo od razu wyjdziesz i trzaśniesz drzwiami, więc zrób to dla siebie.
On znowu to robi.Sprawia,że ponownie się w nim zakochuję , choć i tak nigdy nie przestałam go kochać.Ja nie potrafię tego opanować i to jest w tym najgorsze.Parę spojrzeń prosto w oczy, dotyk i kilka słodkich słówek i już ma nade mną władzę.
- Masz rację, przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam.
Nie chciałam tego powiedzieć,bo wyszło na to , że jestem skłonna mu wybaczyć.No ale jak już mówiłam on ma nade mną kontrolę, głupieję przy nim.

-.-

Camila

Przechadzałam się po parku rozmyślając o swoim życiu.Doszłam do wniosku , ze brakuje mi Maxiego, a dokładniej brakuje mi chłopaka i bycia w związku. Po drodze mijałam tyle słodkich parek, że znowu załapałam doła.Ja to jednak  nie mam szczęścia w miłości, mimo , że miałam dopiero jednego chłopaka, z którym nawet nie powinnam zaczynać, bo jest moim przyjacielem.Na siłę miłości nie znajdę i to jeszcze tej prawdziwej. Jak to mówią ,, Miłości nie należy szukać, bo przyjdzie sama w najmniej spodziewanym momencie ".A co jeśli ja chcę teraz , właśnie w tym momencie ją znaleźć ? Nikt nie przewidział takiej opcji i nie wymyślił jakiegoś mądrego zdania na taką okoliczność ? Życie jest nie fair. Ja też chcę być szczęśliwa, bo oglądanie szczęścia innych już mi wyszło bokiem.Szłam głównym placem w parku gdy nagle dostrzegłam  przystojnego blondyna, siedzącego na murku i brzdąkającego na gitarze. Czyżby to była miłość mojego życia? Niestety nie było mi dane dowiedzieć się tego, ponieważ "ktoś" we mnie wjechał. Czułam , ze leżę w czyichś umięśnionych rękach. : Czyichś" oczywiście mam na myśli sprawcę tego jakże niefortunnego wypadku.Gdy otworzyłam oczy doznałam szoku.Moje serce stanęło, a źrenice rozszerzyły do minimum.
-.-

León

Nareszcie wszystko zaczyna się układać, powoli , ale zaczyna.Słowa, które wydobyły się z jej pięknych różanych ust wywołały uśmiech na mojej twarzy i jednocześnie sprawiły, że poczułem ulgę.
- Nie masz mnie za co przepraszać. - spojrzałem na nią, na co ona odwróciła wzrok. - wszystko okej ?
Nie powiem, że się o nią nie martwię, martwię się i to jak cholera.Nie sądziłem , że tak szybko zamienię się w moją przewrażliwioną mamusię, ale tak właśnie jest.Jak nie wiem co się dzieje z Vilu to nie potrafię normalnie funkcjonować i od razu mam jakieś schizy, że coś jej się mogło stać.
- Tak, tak wszystko dobrze. - wymusiła uśmiech.
- Na pewno ?
- Tak León na pewno. - podniosła głos. - nie musisz się o mnie martwić.
Ehh ciężko będzie załagodzić tą sytuację.Coraz bardziej dociera do mnie to , ze ona już nigdy mi nie wybaczy.Nie liczę na to, ze będziemy przyjaciółmi , tym bardziej parą.Zawaliłem na całej linii.Pieprzona przeszłość.Najgorsze jest to, że dowiedziała się w taki sposób.
- Muszę, bo cię kocham i jesteś moim słoneczkiem. - uśmiechnąłem się zalotnie, jednocześnie puszczając jej oczko.
Skrzywiła się, to nie wróży dobrze.
- Po pierwsze nie jestem żadnym twoim słoneczkiem. - zaczęła wyliczać na palcach, a jej wyraz twarzy zmienił się momentalnie w odrazę. - a po drugie nie rób tak więcej i na nic nie licz.
Odeszła.Zostawiła mnie samego i to w dodatku zdezorientowanego. Nie zdążyłem nawet krzyknąć :zaczekaj, przepraszam ! Zachowałem się jak skończony kretyn.Dobrze wiem, że jest na mnie obrażona, a wyskakuje tu z jakimś "słoneczkiem". Znowu pogorszyłem sytuację,a już było tak dobrze.Zawsze  jak coś się układa, to ja muszę to spieprzyć.
Z moich rozmyśleń wyrwał mnie znajomy głos.Obróciłem się w stronę wejścia i kogo tam zobaczyłem ? Tego lalusia,który ledwo ten łeb trzyma prosto od nadmiaru żelu.Znalazł się lovelas.
- Znowu ty? - podszedłem do niego
Skrzywił się na sam mój widok, chociaż mamy jedną wspólną cechę - reagujemy na siebie identycznie.
- Czego tu szukasz ? - wycedziłem przez zęby. - jeżeli przyszedłeś do Violetty, to sorry ale tu jej nie ma.
Zaśmiał się.
- Nie ma powiadasz, to jak wyjaśnisz to, że stoi przy automacie z napojami. - skrzyżował ręce na klatce piersiowej, był pewny siebie, nawet za bardzo.
To zdecydowanie nie jest mój dzień.Najpierw Vilu , a teraz ten goguś od siedmiu boleści. Wystarczy, ze tylko na niego spojrzę, to ledwo się powstrzymuje , żeby mu nie walnąć.
- Żałosny jesteś. - zbliżył się do mnie. - ah i jeszcze coś, jak już zamierzasz kłamać to najpierw obczaj teren. - poklepał mnie po ramieniu.
- Ty się tak nie wymądrzaj, bo ci się mózg roztopi. - zakpiłem. - chociaż nie wiem czy przypadkiem już od tego żelu tak się nie stało.
Wywrócił teatralnie oczami, po czym wziął głęboki oddech.
- Ej spokojnie, bo popuścisz od tego wzdychania. - uśmiech nie schodził mi z twarzy, jestem w formie oo tak.
- Skąd wiesz, miałeś już tak ? - uśmiechnął się, po czym oparł się ręką o ścianę.
- Słuchaj no ty, mówię ci igrasz z ogniem ! - zagroziłem mu palcem.
- Chyba z wodą. - poprawił i odwrócił głowę w zupełnie inną stronę.
Wybuchłem. Popchnąłem go z całej siły, w takim rezultacie, że leżał jak długi na podłodze.Nie oszukujmy się wyglądał idiotycznie.
- Tak chcesz się bawić ?! - zerwał się na równe nogi.
Zaczęliśmy się szarpać, standardowo.
- Co tu do cholery jasnej się wyprawia ?! - wrzasnął Gregorio.
No to nie żyję.Nie no jest jeden plus , ten frajer nie żyje ze mną.
- Verdas co ty robisz razem z tym... z tym - nie mógł określić tego czego , co stało obok mnie z poobijanym nosem. - z tym nażelowanym chłopczyną ?
Gdy usłyszałem określenie " nażelowany chłopczyna " i to jeszcze z ust Gregoria, myślałem, że nie wyrobię. Zacząłem się śmiać.Nie powinienem tego robić, bo mężczyzna spiorunował mnie wzrokiem. Oj grabisz sobie Verdas, oj grabisz !
- Yghym... przepraszam. - spuściłem głowę, w celu poprawienia swojej sytuacji.
Bądź co bądź ale za parę dni wracam do niego na zajęcia i naprawdę nie mam ochoty, żeby się na mnie uwziął.
_______________________________
Przepraszam za opóźnienia, które nie oszukujmy się, są ciągle. :\
No niestety, nic nie poradzę.
Przedstawiam dwudziestkę. :*
Mam nadzieję, ze się spodoba.
Im więcej komentarzy, tym szybciej pojawi się rozdział 21 , który jest już prawie napisany. ;)

Kocham Was. :*  ♥