czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział 19 ~ On to jednak ma te wyczucie.


Violetta

Stałam pomiędzy tymi dwoma idiotami. Spoglądając raz na jednego, raz na drugiego, tylko po to , żeby zrozumieć,  zrozumieć dlaczego biją się na środku mojego salonu. Dla mnie to po prostu było niezrozumiałe.
- Powie mi ktoś wreszcie o co poszło ? - spytałam zirytowana. - i co wy tu do cholery robicie ?!
Tak normalnie nie zdarza mi się używać takich słów , zwłaszcza w domu. Ale ta sytuacja wyprowadziła mnie tak z równowagi , że wszystkie moje zasady i kultura zeszły na boczny plan.
- Na mnie nie patrz , przyszedłem pomóc. - wyparł się Federico , unosząc ręce do góry. - to ten frajer zaczął. - wskazał na Leona.
Mój wzrok automatycznie przeniósł się na "winnego".
- Ja ci dam frajera , frajerze ! - syknął szatyn jednocześnie wyrywając się z zasięgu mojej ręki, która trzymała go z dala od Fede.
- Ej , ej , ej ! - chwyciłam go za rękaw idealnie wyprasowanej, błękitnej koszuli. - masz mi coś do powiedzenia w tej sprawie ? - spojrzałam mu prosto w oczu i ... odpłynęłam.
Zamarłam , nie potrafiłam wydusić słowa. Patrząc w jego piękne szmaragdowe oczy nie czułam tego muru między nami.Znowu poczułam się spełniona i szczęśliwa.
- Tak. - powiedział kiwając głową. - to on zaczął ! - spojrzał z obrzydzeniem na swojego wroga.
Ocknęłam się. Co prawda poczułam się skrępowana , ale nie dawałam tego po sobie poznać. Natychmiast odwróciłam głowę , by tylko nie patrzeć mu w oczy.
- Zachowujecie się jak dzieci.  - podsumowałam. - nie wiem o co i dlaczego się kłócicie, ale jeżeli jesteście choćby parę metrów w pobliżu siebie, to nie można dojść z wami do ładu.
Muszę niezwłocznie dowiedzieć się o co chodzi i wygonić ich z domu , bo jak tata ich zobaczy , to po mnie.
- Leon , idź już lepiej. - oznajmiłam. - wszystko opowie mi Federico.
Pobladł. Był jednocześnie smutny, zawiedziony i wściekły , że wybrałam kogoś innego.
- O jak przykro, wybrała mnie a nie ciebie , zdziwiony ? - powiedział sarkastycznie Federico.- to było do przewidzenia, a teraz spadaj , no już , już. Tam są drzwi. Tylko uważaj na zakrętach, bo jeszcze z tego szoku gdzieś się obalisz.- zaśmiał się.
Miałam wrażenie , że Leon za chwilę wybuchnie.
- Naprawdę Violetta , wolisz... - nie mógł znaleźć słowa. - takie coś, ode mnie. - wskazał na bruneta.
- Leon dobrze wiesz, ze nie o to chodzi. - po raz pierwszy od jakiegoś czasu , nasza rozmowa obyła się bez wyzwisk z mojej strony. - idź już. - otworzyłam drzwi.
- Skoro tego chcesz. - zrezygnował. - tylko nie wierz mu w żadne słowo.
W tamtej chwili miałam już dość dzisiejszego dnia, który w ogóle mnie nie oszczędzał. Niby jeden dzień, a tyle przeżyć i to niekoniecznie dobrych.Chłopak stał jeszcze w drzwiach z nadzieją, że zmienię zdanie.
- Federico , ty też już idź. Nie obchodzi mnie już o co poszło i jakim sposobem się tu znaleźliście. - złapałam się za głowę. - jestem zmęczona.
Na twarzy Leona pojawił się lekki uśmiech , lekki , ale uśmiech !
- Ha ha ha , a miało być tak pięknie, co ? - zakpił szatyn.
Federico posłał mu lodowate spojrzenie. Oboje, co prawda niechętnie , ale opuścili mój dom, nareszcie.
Niech ten dzień się już skończy , niczego więcej nie pragnę.

-.-

Leon

Ten nażelowany idiota zepsuł cały mój plan, po którym ja i Violetta mieliśmy być znowu razem.
- Musiałeś tu przyleźć?! - syknąłem - Jak zwykle  wszystko spieprzyłeś !
- Wolne żarty. - zaśmiał się krzyżując ręce na klatce piersiowej. - to tylko i wyłącznie twoja wina.Zrozum , że Violetta już cię nie kocha , więc dobrze ci radzę daj jej spokój.
- Naprawdę wierzysz w to, że z nią będziesz ? - powiedziałem szyderczo. - żałosny jesteś.
Miałem ochotę mu przywalić, ale nie będę go bił przed domem Vilu i tak ma dużo problemów.
- Prędzej ty. Sam siebie oszukujesz. Wasz związek już się skończył.
- Słuchaj no ty... - zacząłem szarpiąc go za koszulkę.
- Leon , co tu się dzieje ? - zapytał zdziwiony pan Castillo.
On to zawsze ma te wyczucie. W momencie puściłem ubranie tego pajaca i zacząłem je poprawiać.
- Ooo dzień dobry.Kolega miał tu jakiś napruszek, ale już kryzys zażegnany także bez paniki - próbowałem się uśmiechać najszerzej jak umiem - aaam ... my właśnie wychodziliśmy.
Mężczyzna tylko pokręcił głową. To nie wróżyło dobrze.
- Jeżeli któryś skrzywdzi Violettę, to przysięgam , że nogi powyrywam. - każde słowo wypowiadał z wielką dokładnością, tak żebyśmy zrozumieli, fajnie , że nie jesteśmy w przedszkolu. 
- Ja bym wolał ręce , bo nogi bardziej potrzebne... - Federico próbował złagodzić sytuację, lecz pan German miał surowy wyraz twarzy , który nawet na chwilę nie uległ zmianie. - ... nie ? nie...
Zmieszał się chłopak , tak mi go szkoda, że aż wcale.
- To my już pójdziemy, miło było , do widzenia. - uśmiechnąłem się.

-.-

Ludmiła

Od godziny próbuję wymyślić idealny strój na rozpoczęcie roku szkolnego , ale nie mogę się skupić.Cały czas mam w głowie tego uroczego bruneta , te jego oczy , uśmiech , dotyk. Wpadnięcie na mnie i przewrócenie na chodnik było najlepszą rzeczą jaka mi się ostatnio przytrafiła, bo dzięki temu mieliśmy jakiś kontakt fizyczny.
 Boże o czym ja myślę , jestem Ludmiła Ferro , a Ludmiła  nie ma uczuć.
- Natalia , może byś mi pomogła z łaski swojej ? - powiedziałam z wyrzutem rzucając w nią różową bluzką w panterkę.
- Przepraszam , co powiesz na to ? - wyciągnęła z szafy dość ciekawy komplet.
- Widzisz , jak chcesz to umiesz. - uśmiechnęłam się.
Podeszłam do toaletki , sięgnęłam po soczek pomarańczowy i zaczęłam pić.
- Ludmi, jesteś jakaś inna. Nie wiem jakby.. zakochana. - zaczęła się śmiać.
Po słowach , które padły z ust Naty , wyplułam sok.
- O czym ty mówisz Natalia , jesteś nie poważna. - zaczęłam gestykulować rękami. - idź się przewietrzyć czy coś, bo głupoty straszne gadasz. - posłałam jej groźne spojrzenie.
- Tak ty jesteś zakochana! - krzyknęła po czym usiadła z wrażenia nie przestając się śmiać.
- Jeszcze raz to powiesz , to nie będzie z tobą dobrze. - zagroziłam jej.
Jej mina wskazywała na to , ze się przestraszyła , co oznacza, że moja groźba poskutkowała.
- Nie , jednak jesteś taka jak zawsze. - uśmiechnęła się krzywo.

-.-

German

Siedziałem w gabinecie rozmyślając , o kobiecie , która zawróciła mi w głowie tak samo jak kiedyś Maria.
Angie , gdy słyszę to imię moje serce zaczyna szybciej bić. Po naszym pocałunku wiem, że też nie jestem jej obojętny. Liczę, że nasza miłość, choć bardzo niepewna rozkwitnie jak najpiękniejszy kwiat.Przy niej znów czuję się szczęśliwy.

Wyszedłem po cichu z gabinetu , tak żeby jeszcze nikogo nie obudzić, bo jakby nie patrzeć jest dopiero ósma rano.W ręku trzymałem ulubiony biały kubek, który kiedyś dostałem od Violi. Odkręciłem się z uśmiechem na twarzy i ujrzałem Violettę skradającą się do drzwi.
- Wybierasz się gdzieś ? - spytałem poważnym tonem.
Zrobiła skwaszoną minę, nie udało się uciec z domu. Pokręciłem głową.
- Niee , niee oczywiście, ze nie. - kręciła przecząco głową i udawała zdziwienie. - skąd ten pomysł ?
- No nie wiem jesteś wyszykowana i kierujesz się w stronę drzwi.
- Szłam do... kuchni. - zaśmiała się.
- Z torebką ?
- Jaką torebką? - schowała ją za siebie.
- Violetta nie żartuj sobie, dobrze wiesz, że masz szlaban, a teraz do siebie, już. - powiedziałem stanowczo.
Skrzywiła się i niechętnie wykonała moje polecenie. Jednak ten wiek jest tym najgorszym.
Miałem sobie zrobić kawę, niedługo to i głowy zapomnę.

Bez większych przeszkód udałem się do kuchni.
 __________________________________________   
Rozdzialik tym razem  o czasie, jestem z siebie dumna. :D
Jak Wam się podoba. ? :*
No nic , nie będę przedłużać, do następnego Rybki. ♥
Achh i liczę na komentarze, pamiętajcie tak właśnie mnie motywujecie. ;)                                        

czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 18 ~ Niewidzialni.



Violetta

Zamknęłam drzwi i powoli odwracałam się w stronę taty , tak aby spojrzeć mu prosto w oczy, co wcale łatwe nie będzie.
- Zapytam jeszcze raz, tak dla jasności.- nie spuszczał ze mnie wzroku - o czym mówiła ta dziewczyna? - zdawał się być co raz bardziej rozgniewany.
Chciałam jakoś uniknąć odpowiadania na zadane mi przed chwilą pytanie.
- A ty nie miałeś być przypadkiem w Hiszpanii ? - spytałam, jeżdżąc wzrokiem po całym pokoju, tylko żeby nie spojrzeć na niego.
Zmiana tematu nie była dobrym pomysłem, ponieważ splótł ręce na klatce piersiowej, co nie zwiastuje niczego dobrego , wręcz przeciwnie , to fatalnie. Zawsze ma taki odruch, gdy jest mega wściekły.
- Mam ponowić pytanie? - podniósł ton głosu, graniczący praktycznie z krzykiem.
- Ona... mówiła, no mówiła...o tym , że.. ja... - bałam się przyznać do tego , że zemdlałam , bo dobrze wiedziałam jak zareaguje.
- Do rzeczy Violetta. - niecierpliwił się.
Powiem mu i tak nie mam innego wyboru.Nie mam szans wyjść z twarzą z tej sytuacji.Niech się dzieje wola nieba.
- Zemdlałam. - powiedziałam twardo -  nic wielkiego. -  machnęłam ręką i zrobiłam krok w stronę schodów.
Co jak co , ale najbardziej czego pragnęłam w tamtej chwili to znaleźć się w swoim pokoju.
- Wróć ! - powiedział nieco ciszej niż wcześniej.
Skąd ja wiedziałam , że tak będzie. Na pewno nie obędzie się bez jeszcze częstszych telefonów typu gdzie ty się podziewasz? i zakazu wychodzenia z domu. Standard. Chociaż patrząc na minę mojego taty , wnioskuję , że na tym się tym razem  nie skończy. Mam nadzieję, że zaraz nie będzie mnie brał do szpitala, bo drugiej wizyty jednego dnia w tym okropnym miejscy, nie zniosę. Wracając do zakazu wychodzenia poza dom, nie może mi tego zrobić, przynajmniej nie teraz.Jutro przecież mam egzamin z tańca , a na pewno drugi raz go nie przełożą.
- Dobrze tato daj mi już ten szlaban , bo  jestem zmęczona. - skłamałam , tak jedne kłamstwo ciągnie za sobą kolejne. -  poza tym lekarz kazał mi się porządnie wyspać.
- Gdzie byłaś, gdy zemdlałaś? - rzucił - Daj mi wyniki badań ze szpitala.
- Byłem.. eee... z koleżanką. - przygryzłam dolną wargę. - a tu masz wyniki. - wyjęłam pogiętą kartkę z torebki i podałam mu do ręki.
Czas dłużył się jak nigdy , podczas gdy mój tata czytał to co napisali na kartce.
- Na szczęście nic ci nie jest, a jeżeli chodzi o szlaban to nie wyjdziesz z domu przez miesiąc. - powiedział odkładając świstek na drewniany stolik do kawy. - kiedy kara minie to wszędzie towarzyszyć będzie ci Ramallo. - oznajmił i udał się do swojego gabinetu.
Super, ciekawe jak z moim " ochroniarzem " będę chodzić do Studia.

Siedziałam przed lustrem czesząc włosy. Patrzyłam otępiale w jeden punkt rozmyślając nad swoim życiem , poprawka ,nad swoim zakłamanym życiem.

Odkąd straciłam Leona nic się nie układa. Do tego czuję pustkę w sercu. Nie mam komu zwierzyć się z problemów , Leon był mi tak bliski.Tak bardzo go kochałam , dalej go kocham i nie wiem czy przestanę.Nie potrafię dopuścić do siebie myśli , że już nigdy może nie być tylko i wyłącznie mój.
Z drugiej strony nie potrafię mu wybaczyć.Będąc dla niego chłodna , lepiej się czuję. Trzymam go na dystans , bo boję się, że znowu mnie zrani.Chociaż tego drugiego razu już na pewno nie będzie, bo nie zapomnę mu tego jak mnie oszukał i wykorzystał.

Z moich rozmyśleń wyrwał mnie dzwonek telefonu.Odłożyłam szczotkę i chwyciłam komórkę.Na ekranie wyświetlony był napis Fede. :*  Nacisnęłam zieloną słuchawkę.

V: Halo?
F: Jak dobrze cię słyszeć , słyszałem, że zemdlałaś i mało co nie wylądowałem na ostrym dyżurze.
V: Hahaha wszystko jest już dobrze, nie licząc ponownego zamknięcia pod kloszem.
F.: Mam przyjść?
V: Lepiej nie, bo jak cię jeszcze zobaczy to nigdy nie wyjdę z domu.
F: No dobra , śpij dobrze.


No ładnie , skończyłam z jednym , to zaczynam z drugim. Jestem po prostu sobą załamana.To wszystko wina tego ,że boję się, że kogoś zranię.
Chociaż nie mogę go przecież ciągle oszukiwać. Federico zasługuje na dziewczynę , która będzie go szczerze kochała. Jutro muszę z nim poważnie porozmawiać.


Federico

Biedna Violetta, jak ona przyjdzie na egzamin z tańca? Jest już jutro , trzeba coś szybko wymyślić. No niby nie pozwoliła mi przyjść, ale co tam. Nawet mnie nikt nie zauważy.Będę niewidzialny.

Narzuciłem kurtkę i wyszedłem z domu.W mgnieniu oka doszedłem do domu Vilu.
 Lepiej będzie jak wejdę przez kuchnię. Delikatnie wychyliłem głowę zza ściany, droga wolna. Nacisnąłem klamkę i powoli uchylałem drzwi.Na moje szczęście ,musiały skrzypieć. Skrzywiłem się.

Dobra jestem w środku, jest dobrze. Teraz biegiem do schodów, chociaż może lepiej będzie wolno i ostrożnie przejść. Sam nie wiem. Po chwili bicia się z myślami ruszyłem w stronę pokoju Violetty.
Każdy krok stawiałem bardzo rozważnie.Co prawda wyglądałem jak idiota, bo szedłem , jakbym chciał a nie mógł.Pół drogi za mną.Jeszcze trochę. Nagle usłyszałem dźwięk otwierających się drzwi , zamarłem.

Do pokoju wszedł Leon. Tak samo "niewidzialny" jak ja. Nie ukrywam ,że zirytowało mnie jego przyjście.
- Czego tu szukasz, żelu ci zabrakło? - rzucił szatyn.
- A co cię to obchodzi ? - wycedziłem przez zęby.
Nienawidzę kolesia, ciągle miesza się w nie swoje sprawy. Nie jest już z Violettą przez własną głupotę, jak zakładam, bo na mądrego to mi nie wygląda, więc niech nie szuka zaczepki.
- Ojej jaki groźny. - zaśmiał się. - odzywka z podstawówki , jesteś taki mocny. - zbliżył się do mnie z szyderczym uśmiechem.
- O co ci chodzi, mam się z tobą szarpać czy jak ? - cała sytuacja działała mi już na nerwy. - weź wyjdź, co ?
- A może to ty wyjdziesz ? - popchnął mnie i kiwnął głową na drzwi.
Zaczęliśmy się kłócić i szarpać. W pewnym momencie usłyszałem przerażony głos Violi.
- Co wy tu robicie ? - oderwała nas od siebie. - do końca wam walnęło na mózg. ?

-.-

Francesca

Nie mogę przestać myśleć o Tomasie, to jest silniejsze ode mnie.Po prostu nie potrafię o nim zapomnieć.
- Fran , słuchasz mnie ?- powiedziała podirytowana dziewczyna.
- Tak ,tak Cami , słucham. - zupełnie o niej zapomniałam , przytłaczają mnie własne problemy , a ona dorzuca mi jeszcze swoje.
Jesteśmy przyjaciółkami, ale czasami nie potrafię jej pomóc zwłaszcza wtedy kiedy jestem przybita.
- Nie wydaje mi się. - przewróciła oczami. - znowu myślisz o Tomasie, prawda ?
Jak o na dobrze mnie zna , wręcz na wylot.
- Tak... - spuściłam głowę. - nie mogę wyrzucić go z głowy.
- Francesca, musisz iść dalej, nie możesz ciągle żyć przeszłością.Wiem , ze jest ci ciężko, ale zobaczysz w końcu znajdziesz swojego księcia z bajki. - uśmiechnęła się. - w przeciwieństwie do mnie. - podsumowała.
- Masz rację, koniec z tym. Tomas dla mnie już nie istnieje. - wstałam z ławki , przepełniona optymizmem.
- I o to chodzi kochana , tak trzymaj. ! - przytuliła mnie.
- A co z Maxim ? - spytałam z charakterystycznym uśmieszkiem na twarzy.
- A co ma być, rozstaliśmy się. - westchnęła. 
Nie powiem, zdziwiło mnie to. Zapowiadał się taki świetny związek, a tu proszę. W końcu są przyjaciółmi od paru dobrych lat.
- Dlaczego, przecież byliście taką śliczną parą ?
- Po prostu zrozumiałam , że to nie to. Kocham go, ale tylko jak brata, rozumiesz ? - poprawiła swoje niesforne, rude włosy.
- Nie. - zaśmiałam się.

_______________________________

 PRZEPRASZAM , znowuu. -.-
Wiem , ze znowu nie było długo rozdziału , ale to naprawdę nie jest takie łatwe jak Wam się wydaje.
Nie ma tak często rozdziałów, bo :
- nie mam weny,
- nie mam czasu,
- nie mam motywacji przez to , ze jest mało komentarzy , wyświetleń i wgl wszystkiego.
Ja po prostu  czasami czuję, że nie mam dla kogo pisać. Jeżeli będziecie dodawać komentarze , to ja postaram się dodawać często rozdziały , Wasz wybór. :*
Bo z pisania nie zrezygnuję na pewno. :D
No to liczę na komentarze i do nastepnego. ♥
` Ciao. ♥