Kierowałam się w stronę kuchni, jednocześnie nucąc sobie pod nosem jedną z piosenek z zeszłego roku.Jak na tak wczesną godzinę i mus wstania z łózka , miałam dość dobry humor, co widać było po moim dzisiejszym stroju.Mianowicie założyłam sukienkę w kwiecisty wzór, którą zawsze nakładam gdy jestem szczęśliwa.Nie wiem dlaczego, to jest już po prostu mój nawyk.Jedna część mnie podpowiada powód radości.Jest nią pocałunek z Germanem. To jasne, że długo na to czekałam, ale to w końcu mój szwagier.Gdybym się z nim związała nie żyłabym w zgodzie z moim sumieniem , które męczyło by mnie każdego dnia ciągłymi wyrzutami. Dlatego właśnie nie mogę tego zrobić, dla jego dobra i dla swojego również.Nie wiem w ogóle co mną kierowało w tamtej chwili. Od razu powinnam się odsunąć albo nawet do tego nie dopuścić.Cóż stało się, czasu nie cofnę.Niestety.Na razie będzie lepiej, gdy będę go unikać.On ochłonie, ja ochłonę.Do końca nie wiem , co mógł sobie pomyśleć, ale mam mieszane uczucia co do tego.
Wchodząc na "teren Olgi" poczułam piękny zapach gotowanej przez niej potrawy.
-
Dzień Dobry. - posłałam jej serdeczny uśmiech, szukając wzrokiem filiżanki kawy, zrobionej specjalnie dla mnie.
-
Na stole. - rzuciła , szukając czegoś w szafce.Była tak pochłonięta tym co robi, że nawet nie odwróciła wzroku w moją stronę choćby na małą chwilkę.Tak jak robi to zazwyczaj.Cóż dzisiaj najwidoczniej miała więcej na głowie.
-
Może potrzebujesz pomocy ? - podeszłam do niej bliżej, kładąc torbę na beżowym krześle, stojącym przy ścianie.
Gosposia kiwnęła przecząco głową, po czym zamknęła szafeczkę , wyjmując z niej przyprawy.Nie będę nachalna.Udałam się do jadalni w celu wzięcia mojej kawy i wypicia jej w kuchni.Podniosłam białą , dość małą filiżaneczkę, która parzyła mnie coraz bardziej w palce, wywołując nieprzyjemne pieczenie.
-
Ajj , jakie gorące. - powiedziałam pod nosem, jednocześnie sycząc z bólu.
Wszystko poszłoby dobrze, już byłam blisko blatu , ale moja kawa już nie, znaczy połowa niej.Połowa gorącego napoju wylądowała na dokładnie wyprasowanej, błękitnej koszuli Germana.
-
Boże German przepraszam, nie zauważyłam...- nerwowo odstawiłam filiżankę na blat i sięgnęłam po ścierkę. -
Tak mi przykro, naprawdę przepraszam. - mówiłam , ścierając plamę, która nie oszukujmy się wyglądała strasznie.
-
Angie... - zaczął spokojnie.
-
Tak , tak zwalniasz mnie, już się wynoszę.Tylko dotrę plamę - kiwałam głową , jednocześnie nie wiedząc co mówię
-
Angie. - złapał mnie za ręce , patrząc mi prosto w oczy. Przeszedł mnie dreszcz, ten sam przyjemny dreszcz, który przechodzi mnie zawsze gdy go widzę.-
Powtarzaj za mną : nic się nie stało. - mówił tak powoli, jakby tłumaczył coś małemu dziecku, którym ja już nie byłam.
Spuściłam głowę, w celu pokazania mu , że nie mam zbytniej ochoty z nim rozmawiać.Zignorował to.
-
Posłuchaj, jesteś dla mnie bardzo ważna i byle jakaś plama tego nie zmieni. - chwycił mój podbródek i uniósł delikatnie do góry, tak żebyśmy patrzyli sobie w oczy. Uśmiechnęłam się niepewnie i powoli uwolniłam się z jego objęć.
-
Coś nie tak ? - spytał, uważnie mi się przyglądając.
-
Nie, oczywiście, ze nie. - wysiliłam się na sztuczny śmiech. -
Po prostu chciałam napić się kawy. - podniosłam kubek z jeszcze ciepłym napojem i zaczęłam się nim delektować.
-
Widziałaś Violettę ?Powinna już schodzić. - zapytał ni z gruchy ni z pietruchy, wprowadzając mnie w zakłopotanie i to takie, że wyplułam na niego kawę.
-
Przepraszam, naprawdę. - poczułam się jeszcze bardziej skrępowana.
Violetta jest na egzaminie, muszę ją jakoś kryć.Miała się wyrobić na śniadanie. Ah, tak to z tymi kłamstwami wychodzi.Muszę do niej zadzwonić, bo nie dam rady osłaniać ją zbyt długo.
-
Jeszcze raz przepraszam. - chwyciłam torbę i czym prędzej wyszłam z pomieszczenia
-.-
Violetta
Na szczęście już po wszystkim.Nie było tak strasznie, jak sobie to wyobrażałam.Moje nogi , które jeszcze przed chwilą były jak z waty, są teraz obolałe po wysiłku, do którego przyczyniła się bardzo trudna i wyczerpująca choreografia Gregoria.Nie powiem, że mężczyzna wywarł na mnie dobre wrażenie, wręcz przeciwnie.Wydaje się być wrednym i zgorzkniałym samotnikiem, bo nie sądzę, żeby miał żonę z takim charakterem.Wnioskując po jego minie, to poszło mi chyba dość dobrze.Tak jeżeli mnie przyjmą to jedynym minusem uczęszczania do Studia będzie właśnie szanowny pan profesor, który nie lubi nikogo poza swoją osobą.No nic trzeba robić dobre wrażenie, dlatego stałam grzecznie, siląc się na uśmiech.
-
Dobrze , dziękujemy ci bardzo panno Valentino. - zwrócił się do mnie, pieszcząc w dłoniach małą, gumową piłeczkę. -
poszło ci świetnie.
-
Violetto. - poprawiłam jednocześnie starając się mówić delikatnym głosem, tak żeby go nie zdenerwować, bo nie sądzę, że należał do tych osób , które nie miały nic przeciwko kiedy ktoś zwracał im uwagę. -
Jestem Violetta.
Spochmurniał, jego uśmiech znikł w jednej chwili.Po co się odzywałam ?! Narobiłam sobie tylko problemów przez moją niewyparzoną buźkę.Nerwowo chwycił kartkę i zerknął na mnie jeszcze raz.
-
Ahh Violetta, Valentina, Veronica. Co za różnica ?!- rzucił podwyższonym tonem, żywo gestykulując przy tym rękami.
-
Też racja, nie ma żadnej różnicy. - wzruszyłam ramionami, przyznając mu rację, niech ma jak tam chce.
Nie patrząc więcej na nauczyciela, zgarnęłam swoją sportową torbę, którą zostawiłam na parapecie i wyszłam.Nie zdążyłam zamknąć drzwi od sali i zadzwonił telefon.Cholera , tata odkrył , ze uciekłam.
Wyjęłam pośpiesznie telefon z małej kieszonki torby.Odruchowo zerknęłam na wyświetlacz,
Angie.
Kamień z serca, chociaż nie do końca.
V: Halo, Angie. ?! Co się stało ?
A: Violu nie dam rady cię za długo kryć, więc musisz szybciutko wracać do domu.
Można było wyczuć zdenerwowanie w jej głosie, który zawsze był spokojny i miły dla ucha.Zawsze z przyjemnością słuchało się co ma do powiedzenia.Nieważne czy był to monotonny wykład o protonach i neutronach, czy jakaś straszna wiadomość, zawsze słuchanie jej było przyjemnością.
Niestety nie tym razem.Po słowach Angie moje zdenerwowanie wróciło, jak piłeczka odbijana o ścianę.
V: Przetrzymaj go jeszcze trochę.Już biegnę.
A: Dobrze, tylko proszę cię skarbie, pośpiesz się.
Postanowiłam, że nie będę się już przebierać, bo teraz każda sekunda jest na wagę złota.To ciągłe kłamanie i kombinowanie staje się już nudne.Korytarz był w dalszym ciągu przepełniony po brzegi, więc przeciśnięcie się do wyjścia graniczyło z cudem.
-
Przepraszam, przepraszam,przepraszam. - szłam powtarzając te słowa jak mantrę, delikatnie odpychając ludzi , którzy utrudniali mi przejście.
Przez nieuwagę wpadłam na jakąś dziewczynę o blond włosach. Od tyłu wydawała się znajoma, tylko to spotkanie było na moją niekorzyść, bo parę dni temu miałyśmy podobne.Chociaż tamto skończyło się dla niej gorzej.Zachichotałam na samo wspomnienie jej pisku i miny , gdy zawartość butelki znalazła się na jej "pięknej bluzeczce" , paniusia.
Ludmiła
Stałam wraz z Diego w zatłoczonym korytarzu w Studio.Dawno nie było tu tyli ludzi.Mam nadzieję, że spotkam tą żmiję Violettę, bo wtedy będę mogła rozpocząć mój szatański plan zniszczenia jej życia.
- Słuchaj myślę, że powinna gdzieś tu być... - nie zdążyłam dokończyć, bo "ktoś' uderzył mnie w plecy na skutek czego wylądowałam w silnych ramionach Diega.
Odwróciłam się z zamiarem wyrzucenia z siebie wszystkiego co w tej chwili czułam.Jestem supernową i nie pozwolę, żeby jakiś byle przeciętniak mnie dotykał, a co gorsza popychał.
-
Jak łazisz niezdaro ?! - krzyknęłam z wyrzutem patrząc prosto na winowajcę.
Dlaczego nie zdziwiło mnie to , ze tą niezdarą była ta żmija Violetka.Co za małpa, ciągle stara mi się uprzykrzyć życie.
-
Znowu ty ?! - wrzasnęłam, posyłając jej lodowate spojrzenie.
Wzięła głęboki oddech, zapowiada się niezła kłótnia.
-
Też się cieszę,że cię widzę. - wywróciła teatralnie oczami, lekceważąc mnie. -
Możesz łaskawie mnie przepuścić ?
- Chyba śnisz, poza tym nie mam ochoty ruszać się z miejsca, w którym właśnie stoję. - uśmiechnęłam się diabolicznie, uświadamiając jej , że nie dam jej przejść , za żadne skarby.
Zacisnęła dłonie w pięści, po czym próbowała mnie wyminąć.Ze mną nie ma tak łatwo skarbeczku.Chwyciłam ją za rękę , całkowicie uniemożliwiając jej dalszą ucieczkę.
-
Puść mnie pusta kretynko ! - jaka ostra, nie mogę, a niby z niej taki aniołek.
Starała się wyswobodzić z mojego uścisku , lecz bez żadnego skutku.
-
Nie rozumiesz, ze się śpieszę ?! - krzyknęła, jeszcze bardziej się wyrywając.
-
Nie. - oznajmiła, uśmiechając się złowieszczo.
-.-
Camila
Oszołomiona kolejnością zdarzeń powoli wyswobodziłam się z objęć chłopaka, przechodząc do pozycji stojącej.Spojrzałam w kierunku blondyna , którego miałam na oku, nie było już go.
- No i widzisz co zrobiłeś ?! - krzyknęłam , patrząc na tego kretyna, przez którego zdarzył się ten wypadek.
- No właśnie nie. - oznajmił, otrzepując spodnie z piachu. - Tak w ogóle co się tak unosisz, przecież nic się nie stało ?!
- Bo przez ciebie mój przyszły chłopak właśnie sobie poszedł, wielkie dzięki. - spojrzałam na niego z nienawiścią i odwróciłam się na pięcie.- Przez ciebie nie zaznam smaku prawdziwej miłości.
Chciałam odejść , ale nie pozwolił mi.Trzymał moją prawą rękę.Chciałam już wyrzucić z siebie wszystko wrzeszcząc na niego ile wlezie , ale był szybszy.Przyciągnął mnie do siebie, tak , ze stykaliśmy się czołami i czuliśmy swoje przyspieszone oddechy.
- A może jednak. - powiedział, po czym złączył nasze usta w pocałunku. Tego to się nie spodziewałam.
Co za koleś!
_____________________________
Przed Wami numer 21. :D
Jak już pewnie zauważyliście, wprowadziłam tytuły do rozdziałów, co możecie zobaczyć w spisie treści. :)
Mam nadzieję, że ten rozdział przypadnie Wam do gustu. :*
Miłego czytania Cukiereczki. ♥
10 komentarzy = next rozdział